Bohaterowie, o których dziś się nie pamięta
William Denson (1913- 1998)
Gdzie dziś szukać cichych bohaterów? W czasach, gdy człowiek poświęca swoją intymność na rzecz krótkiego poklasku, gdy do wszystkiego chciałoby się dojść drogą na skróty, a stałe niegdyś priorytety zmieniają się jak w kalejdoskopie nie łatwo jest znaleźć skromnych kreatorów. Nie jest to niemożliwe, ale niełatwe z pewnością.
Czym też się człowiek dzisiaj nie chwali? Wie, że publiczność łatwo zachwycić.
William Denson, prawnik z wykształcenia, wędkarz z zamiłowania. Uśmiechnięty, pogodny, kulturalny, pracowity. Kończy się wojna, a on zostaje wybrany na głównego oskarżyciela zbrodniarzy hitlerowskich stacjonujących w obozach zagłady. Jako obrońca praw człowieka z profesji i przekonania, zgadza się stanąć na miejscu prokuratora. Kolejne lata okażą się bolesną próbą.
To był rok 1945. Wszystkie diabelstwa, które wypełzły na światło dzienne wraz z wyzwoleniem obozów koncentracyjnych zamknęły na dłuższą chwilę usta ludzi myślących, że poznali wojnę i jej zasady. Kto by się spodziewał. Kto by podejrzewał, co kryją mury i druty kolczaste. Rodzi się pytanie, jak osądzać bezprecedensowe zbrodnie. A na salę sądową wchodzą właśnie mężczyźni w eleganckich marynarkach, jeden za drugim, prowadzeni przez strażników. Zajmują sześć rzędów krzeseł, jest ich czterdziestu. Szatani, jak ich nazwała kiedyś pewna więźniarka.
Otto Moll Klaus Schilling August Eigruber |
Kiedy Denson po raz pierwszy przeczytał zeznania więźniów, nie uwierzył. Gdy jednak zapoznał się bliżej z materiałem dowodowym, obejrzał zdjęcia i nagrania, przyjął z przerażeniem do świadomości, że te koszmarne, wydawać by się mogło fantastyczne opisy, są prawdziwe.
Przestąpił bramy obozu. Ogromna przestrzeń budziła grozę, choć na ziemi nie leżały już ciała, choć nie snuły się tam pół-martwe widma ludzi. Dotarł do archiwum. Duszne, małe pomieszczenie, teczki ułożone na metalowych pułkach. Opisy, relacje, statystyki. Tyfus, wieszanie, bicie, topienie, poniżanie, zamrażanie.
Denson wyszedł z archiwum, zapalił lucky strike'a i zadał sobie pytanie, w jaką kabałę, na miłość boską, się wpakował- napisał Joshua M. Greene.
Sala sądowa była pełna. Byli więźniowie obozów patrzyli na swoich dawnych oprawców, którzy z niesmakiem spoglądali na tabliczki z numerkami na swoich szyjach.
Denson sformułował akt oskarżenia. Obrona na każdym kroku próbowała go podważyć, wypominała brak precyzji w zarzutach, wymagała konkretnych przykładów łamania prawa przez każdego z oskarżonych. Denson bowiem, mając do czynienia z tak niewyobrażalnym ogromem materiału dowodowego, z tak olbrzymimi liczbami, oskarżał o udział w "ogólnym planie".
"Ogólny plan" został szczegółowo wytłumaczony wiele razy podczas trwania postępowania, a mimo to, wygłaszając swoją mowę końcową, obrona wciąż kwestionowała ten zarzut.
Na polecenia określenia swojego stanowiska, każdy z oskarżonych odpowiadał z pełnym entuzjazmem i nieuzasadnioną dumą- niewinny. Sędzia uspokajał śmiejącą się widownię.
Obrona walczyła zawzięcie. Jeżeli podzielała opinię społeczną, że próba wytłumaczenia tych ludzi musi skończyć się porażką, to nie dawała tego po sobie poznać, od początku trwania procesu, do samego jego końca.
Jednym ze świadków Densona, był lekarz- Franz Blaha. Opowiedział on o warunkach panujących w obozie, o tym, że operacje robił kelner, a prześwietlenia cieśla. Opowiedział o biciu, wieszaniu, o eksperymentach z ciśnieniem i zimną wodą. Zapytany o komendanta obozu z tamtego okresu, wskazał Weissa. Następnie zeznał, że naczelnymi lekarzami wówczas byli Walter i Brachtel. Obrona zareagowała momentalnie:
- Wnoszę
o wykreślenie tego zeznania. Żaden z tych ludzi nie jest
oskarżonym w sprawie.1
Denson
jednak gotów był bronić swoich słów i przekonań. Wiedział, jak
trudnego zadania się podjął, wszystko miał głęboko przemyślane
i poukładane.
- Każdemu
z tych ludzi – odparł – zarzuca się udział w ogólnym planie
dokonywania czynów przestępczych. Sam fakt, że ci dwaj
lekarze nie zasiadają tutaj z nimi, to nie powód, aby tego nie
uwzględnić.2
Tą
rundę wygrał oskarżyciel, sąd przyznał mu rację i odrzucił
wniosek.
Na
prośbę Densona, świadek opowiedział o tym, jak zdejmowano skórę
z piersi i pleców martwych więźniów. Po obróbce suszyła się
ona na słońcu i z tak przygotowanej wycinano kształty dostarczone
przez SS-manów. Robiono z nich siodła, rękawiczki, torebki itp.
Głowy
niektórych więźniów odcinano, gotowano, poddawano paru zabiegom
sprzyjającym konserwacji, następnie suszono. Przygotowano również kilka szkieletów.
Takie
oskarżenie powinno wystarczyć, by pogrążyć sprawcę, mogłoby
się zdawać.
-
Doktorze... - zaczął obrońca.
Tu
trzeba zaznaczyć, że świadkowie zostali pouczeni o sposobie, w
jaki powinni odpowiadać na pytania oraz o tym, że zeznają pod
przysięgą.
- Doktorze,
czy ma pan duży szpital w Pradze?
- Tak.
- A
czy na oddziale patologii w swoim szpitalu ma pan ludzkie organy?
- Tak,
do celów naukowych.
- Czy
ma pan szkielety?
- Tak.
Dwa.
- Nie
mam więcej pytań.3
Walka
z obroną, która, można by pomyśleć, była jedynie formalnością,
bo przecież sądzimy SS-manów z obozów koncentracyjnych, była dla
Densona bardzo męcząca. O ile bzdurne wydawało mu się
porównywanie wydarzeń obozowych do jakichkolwiek innych (co jeszcze
niejednokrotnie miało się powtórzyć na sali sądowej), to zdawał
sobie sprawę, że to proces sądowy. Nie ma tu miejsca na uczucia,
liczą się konkrety. Obrona prowadziła kolejną trudną sprawę,
działała na rzecz kolejnego klienta. Denson natomiast traktował
zadanie jako inne od wszystkich pozostałych, takie, które wymaga
nowych środków i sposobów.
Miał
wzór. Opracował system, który nie raz się sprawdził. Na samym
początku opis drobnych wykroczeń, takie jak policzkowanie.
Następnie zeznania świadków opisujących bardziej obciążające
okoliczności, o to nie było trudno. Powoli wyostrzał czujność
słuchacza, cały czas badając reakcje trybunału i prowadząc
rozmowę tak, by uwaga zebranych nie osłabła nawet na moment.
Zależało mu na tym, by człowiek, który nie zagłębiał się w
akta tak jak on, był w stanie przyjąć do wiadomości, że rzeczy o
których mówią świadkowie, były realne.
Pracował
nad dowodami, świadkami, sposobem formułowania pytań, akcentem i
wieloma innymi rzeczami na raz. Poświęcał strategii długie
godziny każdego dnia, wciąż czytał więcej, jakby bał się, że
nie zdąży znaleźć najlepszego sposobu, nim to wszystko się
skończy.
I
tak przesłuchiwał pewnego młodego mężczyznę pytając go o
transport.
- ...
wyprowadzono
ich przez główną bramę na stację kolejową i kazano wsiąść
do wagonów. Pociąg nigdy nie wyjechał z Dachau. Siedzieli w tych
zamkniętych wagonach od dwudziestego pierwszego kwietnia aż do
wyzwolenia dwudziestego dziewiątego. SS-mani zakazali nam zbliżać
się do pociągu. Nazwaliśmy go "ekspresem do kostnicy".
4
Jak
opisuje Greene, Denson dał słuchaczom czas na to, aby obraz tego
wydarzenia utrwalił się w ich głowach, po czym powiedział, że
nie ma więcej pytań.
W
swojej mowie końcowej William Denson powiedział: Oskarżeni
cofną wskazówki zegara cywilizacji przynajmniej o tysiąc lat,
jeśli sąd w jakikolwiek sposób usprawiedliwi ich postępowanie.
Trzydziestu
sześciu oskarżonych usłyszało wyrok: kara śmierci przez
powieszenie. 5
Niestety to nie był koniec. Przed Billem Densonem stanęło brutalnie nowe wyzwanie- Mauthausen. Jego sukces i profesjonalizm, jaki zaprezentował podczas wcześniejszych procesów, zrodziły opinię, że jedyną słuszną decyzją, będzie przekazanie kolejnych spraw właśnie jemu. On zaś, pomimo tego, jak wiele kosztowały go ostatnie wydarzenia, nie odmówił.
Eduard Krebsbach |
- Czy
nigdy nie przyszło panu do głowy, że mimo wszystko ma pan do
czynienia z istotami ludzkimi? Istotami ludzkimi, które miały
nieszczęście być więźniami lub zostały skrzywdzone przez
naturę?
6-
spytał Denson Eduara Krebsbacha, gdy ten opowiadał o uśmiercaniu
niepełnosprawnych więźniów jak o grze w karty. Nie widział nic
demonicznego we wstrzykiwaniu tym ludziom benzyny, nie widział w
tym nawet nic niewłaściwego. Miał bowiem taki "przywilej",
nadany mu przez przełożonych, że mógł oceniać, kto jest
ciężarem dla państwa.
Na
pytanie postawione przez oskarżyciela odpowiedział spokojnie,
tłumacząc, że słabsze osobniki powinny być zabijane
niezwłocznie po urodzeniu ze względów humanitarnych i w celu
zapobieżenia wielkim nieszczęściom.
- To
pański pogląd. Świat uważa zupełnie inaczej. Czy nigdy nie
przyszło panu do głowy, że mordowanie tych osób jest ohydną
zbrodnią?
7
Krebsbach
był pewny swego. Denson zadał to pytanie innymi słowami raz
jeszcze, oskarżony raz jeszcze powtórzył odpowiedź, zaznaczając
również, że taki dostał rozkaz.
Eduard Krebsbach przed powieszeniem |
Obrona
bardzo lubiła ten argument, wykonywanie rozkazów bowiem, jest
obowiązkiem każdego żołnierza.
August
Eigruber. Człowiek który od samego początku miał dużo do
powiedzenia. Być może uznał, że sam poradzi sobie z
oskarżycielem. Jego zeznania, w każdym razie, ujawniły niczym
nienaruszoną pewność siebie. Przesłuchanie trwało długo.
Odpowiedzi przesłuchiwanego były długie.
Denson
szukał punktu zaczepienia i znalazł. Eigruber nagle zmienił
strategię, może nieświadomie. Zaczął zrzucać z siebie
odpowiedzialność za swoje czyny, zaznaczając, że jego sprzeciw i
tak nic by nie zmienił.
- Czy
próbuje pan powiedzieć sądowi, że uczestniczył pan w
utrzymywaniu Mauthausen tylko z tego powodu, że otrzymywał pan
takie rozkazy?8
Eigruber
próbował odpowiadać ostrożnie i wymijająco. Wszystko sprowadzał
do tezy, że musiał robić to co robił, bo tak chciał Himmler.
- Czy
zatem jest prawdą – spytał Denson – że zabrakło panu odwagi,
aby powiedzieć Himmlerowi, że nie będzie pan uczestniczył w
prowadzeniu tego obozu?9
Zanim
Eigruber zdążył się zająknąć, obrona zgłosiła zdecydowany
sprzeciw. Nie został jednak uznany. Co pozostawało oskarżonemu?
Iluż ludzi broniło wartości i swoich przekonań o tym co dobre, a
co nie, narażając życie... Przyznanie, że wystraszył się
konsekwencji nieposłuszeństwa, nie było żadną okolicznością
łagodzącą. Musiałby przyznać, że pomagał w funkcjonowaniu
obozu z własnej woli. Ale tego przecież nie przyzna.
Przyparty
do muru, odmawia odpowiedzi. To Densonowi wystarczy.
Od
przyjazdu głównego oskarżyciela do Dachau mija rok. Jego stan
fizyczny i psychiczny zmienia się z dnia na dzień. Utrata wagi,
trzęsące się ręce, problem z opanowaniem złości, być może
żalu.
Amerykański
trybunał skazuje 58 nazistowskich morderców na szubienicę- głosił
nagłówek New York Daily News z 14 maja 1946 roku.
Buchenwald.
To miejsce budziło najbardziej sprzeczne uczucia w Densonie.
Więźniami karmiono dzikie zwierzęta, tatuaże wycinane z ludzkich
skór służyły jako ozdoby na abażurach, Ilse Koch (wiedźma
Buchenwaldu) kazała więźniom uprawiać swój ogródek.
Upiorne dziwy, wyuzdana zbrodnia.
Upiorne dziwy, wyuzdana zbrodnia.
Proces rozpoczął się w kwietniu 1947 roku. Nie wiadomo, skąd Bill Denson wziął siły na doprowadzenie go do końca. W jego głosie słychać było ogromne zmęczenie, zarówno psychiczne jak i fizyczne. Jak długo można słuchać absurdalnych wyjaśnień morderców?
To
nie moja wina, nie wiedziałem, że tak się tam działo, to
niemożliwe, gdybym tylko mógł coś zrobić...
Poznał
William Denson obozy dogłębnie, pomimo, że tylko z teorii.
Po
latach powiedział: W
końcu osiągnąłem punkt, w którym byłem gotów uwierzyć prawie
we wszystko.
2 Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s.67
3 Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s.67
4 Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s.82
5 Musioł, Dachau, s.279
6Greene,
Sprawiedliwość w Dachau, s.181,
182
7Greene,
Sprawiedliwość w Dachau, s.182
8Greene,
Sprawiedliwość w Dachau, s.
203
9Greene,
Sprawiedliwość w Dachau, s.
203