Bohaterowie, o których dziś się nie pamięta

01:52 0 Comments A + a -

William Denson  (1913- 1998)



Gdzie dziś szukać cichych bohaterów? W czasach, gdy człowiek poświęca swoją intymność na rzecz krótkiego poklasku, gdy do wszystkiego chciałoby się dojść drogą na skróty, a stałe niegdyś priorytety zmieniają się jak w kalejdoskopie nie łatwo jest znaleźć skromnych kreatorów. Nie jest to niemożliwe, ale niełatwe z pewnością. 
Czym też się człowiek dzisiaj nie chwali? Wie, że publiczność łatwo zachwycić. 

William Denson, prawnik z wykształcenia, wędkarz z zamiłowania. Uśmiechnięty, pogodny, kulturalny, pracowity. Kończy się wojna, a on zostaje wybrany na głównego oskarżyciela zbrodniarzy hitlerowskich stacjonujących w obozach zagłady. Jako obrońca praw człowieka z profesji i przekonania, zgadza się stanąć na miejscu prokuratora. Kolejne lata okażą się bolesną próbą. 

To był rok 1945. Wszystkie diabelstwa, które wypełzły na światło dzienne wraz z wyzwoleniem obozów koncentracyjnych zamknęły na dłuższą chwilę usta ludzi myślących, że poznali wojnę i jej zasady. Kto by się spodziewał. Kto by podejrzewał, co kryją mury i druty kolczaste. Rodzi się pytanie, jak osądzać bezprecedensowe zbrodnie. A na salę sądową wchodzą właśnie mężczyźni w eleganckich marynarkach, jeden za drugim, prowadzeni przez strażników. Zajmują sześć rzędów krzeseł, jest ich czterdziestu. Szatani, jak ich nazwała kiedyś pewna więźniarka.


   Otto Moll                                      Klaus Schilling                                  August Eigruber
Kiedy Denson po raz pierwszy przeczytał zeznania więźniów, nie uwierzył. Gdy jednak zapoznał się bliżej z materiałem dowodowym, obejrzał zdjęcia i nagrania, przyjął z przerażeniem do świadomości, że te koszmarne, wydawać by się mogło fantastyczne opisy, są prawdziwe. 
Przestąpił bramy obozu. Ogromna przestrzeń budziła grozę, choć na ziemi nie leżały już ciała, choć nie snuły się tam pół-martwe widma ludzi. Dotarł do archiwum. Duszne, małe pomieszczenie, teczki ułożone na metalowych pułkach. Opisy, relacje, statystyki. Tyfus, wieszanie, bicie, topienie, poniżanie, zamrażanie. 
Denson wyszedł z archiwum, zapalił lucky strike'a i zadał sobie pytanie, w jaką kabałę, na miłość boską, się wpakował- napisał Joshua M. Greene.

Sala sądowa była pełna. Byli więźniowie obozów patrzyli na swoich dawnych oprawców, którzy z niesmakiem spoglądali na tabliczki z numerkami na swoich szyjach. 

Denson sformułował akt oskarżenia. Obrona na każdym kroku próbowała go podważyć, wypominała brak precyzji w zarzutach, wymagała konkretnych przykładów łamania prawa przez każdego z oskarżonych. Denson bowiem, mając do czynienia z tak niewyobrażalnym ogromem materiału dowodowego, z tak olbrzymimi liczbami, oskarżał o udział w "ogólnym planie". 
"Ogólny plan" został szczegółowo wytłumaczony wiele razy podczas trwania postępowania, a mimo to, wygłaszając swoją mowę końcową, obrona wciąż kwestionowała ten zarzut.


Na polecenia określenia swojego stanowiska, każdy z oskarżonych odpowiadał z pełnym entuzjazmem i nieuzasadnioną dumą- niewinny. Sędzia uspokajał śmiejącą się widownię. 

Obrona walczyła zawzięcie. Jeżeli podzielała opinię społeczną, że próba wytłumaczenia tych ludzi musi skończyć się porażką, to nie dawała tego po sobie poznać, od początku trwania procesu, do samego jego końca.  
Jednym ze świadków Densona, był lekarz- Franz Blaha. Opowiedział on o warunkach panujących w obozie, o tym, że operacje robił kelner, a prześwietlenia cieśla. Opowiedział o biciu, wieszaniu, o eksperymentach z ciśnieniem i zimną wodą. Zapytany o komendanta obozu z tamtego okresu, wskazał Weissa. Następnie zeznał, że naczelnymi lekarzami wówczas byli Walter i Brachtel. Obrona zareagowała momentalnie:
 Wnoszę o wykreślenie tego zeznania. Żaden z tych ludzi nie jest oskarżonym w sprawie.1
Denson jednak gotów był bronić swoich słów i przekonań. Wiedział, jak trudnego zadania się podjął, wszystko miał głęboko przemyślane i poukładane.
Każdemu z tych ludzi – odparł – zarzuca się udział w ogólnym planie dokonywania czynów przestępczych. Sam fakt, że ci dwaj lekarze nie zasiadają tutaj z nimi, to nie powód, aby tego nie uwzględnić.2
Tą rundę wygrał oskarżyciel, sąd przyznał mu rację i odrzucił wniosek.

Na prośbę Densona, świadek opowiedział o tym, jak zdejmowano skórę z piersi i pleców martwych więźniów. Po obróbce suszyła się ona na słońcu i z tak przygotowanej wycinano kształty dostarczone przez SS-manów. Robiono z nich siodła, rękawiczki, torebki itp.

Głowy niektórych więźniów odcinano, gotowano, poddawano paru zabiegom sprzyjającym konserwacji, następnie suszono. Przygotowano również kilka szkieletów.

Takie oskarżenie powinno wystarczyć, by pogrążyć sprawcę, mogłoby się zdawać.
- Doktorze... - zaczął obrońca.
Tu trzeba zaznaczyć, że świadkowie zostali pouczeni o sposobie, w jaki powinni odpowiadać na pytania oraz o tym, że zeznają pod przysięgą.
Doktorze, czy ma pan duży szpital w Pradze?
- Tak.
- A czy na oddziale patologii w swoim szpitalu ma pan ludzkie organy?
- Tak, do celów naukowych.
- Czy ma pan szkielety?
- Tak. Dwa.
- Nie mam więcej pytań.3

Walka z obroną, która, można by pomyśleć, była jedynie formalnością, bo przecież sądzimy SS-manów z obozów koncentracyjnych, była dla Densona bardzo męcząca. O ile bzdurne wydawało mu się porównywanie wydarzeń obozowych do jakichkolwiek innych (co jeszcze niejednokrotnie miało się powtórzyć na sali sądowej), to zdawał sobie sprawę, że to proces sądowy. Nie ma tu miejsca na uczucia, liczą się konkrety. Obrona prowadziła kolejną trudną sprawę, działała na rzecz kolejnego klienta. Denson natomiast traktował zadanie jako inne od wszystkich pozostałych, takie, które wymaga nowych środków i sposobów.

Miał wzór. Opracował system, który nie raz się sprawdził. Na samym początku opis drobnych wykroczeń, takie jak policzkowanie. Następnie zeznania świadków opisujących bardziej obciążające okoliczności, o to nie było trudno. Powoli wyostrzał czujność słuchacza, cały czas badając reakcje trybunału i prowadząc rozmowę tak, by uwaga zebranych nie osłabła nawet na moment. Zależało mu na tym, by człowiek, który nie zagłębiał się w akta tak jak on, był w stanie przyjąć do wiadomości, że rzeczy o których mówią świadkowie, były realne.

Pracował nad dowodami, świadkami, sposobem formułowania pytań, akcentem i wieloma innymi rzeczami na raz. Poświęcał strategii długie godziny każdego dnia, wciąż czytał więcej, jakby bał się, że nie zdąży znaleźć najlepszego sposobu, nim to wszystko się skończy.

I tak przesłuchiwał pewnego młodego mężczyznę pytając go o transport.
- ... wyprowadzono ich przez główną bramę na stację kolejową i kazano wsiąść do wagonów. Pociąg nigdy nie wyjechał z Dachau. Siedzieli w tych zamkniętych wagonach od dwudziestego pierwszego kwietnia aż do wyzwolenia dwudziestego dziewiątego. SS-mani zakazali nam zbliżać się do pociągu. Nazwaliśmy go "ekspresem do kostnicy". 4
Jak opisuje Greene, Denson dał słuchaczom czas na to, aby obraz tego wydarzenia utrwalił się w ich głowach, po czym powiedział, że nie ma więcej pytań.

W swojej mowie końcowej William Denson powiedział: Oskarżeni cofną wskazówki zegara cywilizacji przynajmniej o tysiąc lat, jeśli sąd w jakikolwiek sposób usprawiedliwi ich postępowanie.

Trzydziestu sześciu oskarżonych usłyszało wyrok: kara śmierci przez powieszenie. 5

Niestety to nie był koniec. Przed Billem Densonem stanęło brutalnie nowe wyzwanie- Mauthausen. Jego sukces i profesjonalizm, jaki zaprezentował podczas wcześniejszych procesów, zrodziły opinię, że jedyną słuszną decyzją, będzie przekazanie kolejnych spraw właśnie jemu. On zaś, pomimo tego, jak wiele kosztowały go ostatnie wydarzenia, nie odmówił. 

Eduard Krebsbach

- Czy nigdy nie przyszło panu do głowy, że mimo wszystko ma pan do czynienia z istotami ludzkimi? Istotami ludzkimi, które miały nieszczęście być więźniami lub zostały skrzywdzone przez naturę? 6- spytał Denson Eduara Krebsbacha, gdy ten opowiadał o uśmiercaniu niepełnosprawnych więźniów jak o grze w karty. Nie widział nic demonicznego we wstrzykiwaniu tym ludziom benzyny, nie widział w tym nawet nic niewłaściwego. Miał bowiem taki "przywilej", nadany mu przez przełożonych, że mógł oceniać, kto jest ciężarem dla państwa.
Na pytanie postawione przez oskarżyciela odpowiedział spokojnie, tłumacząc, że słabsze osobniki powinny być zabijane niezwłocznie po urodzeniu ze względów humanitarnych i w celu zapobieżenia wielkim nieszczęściom.
- To pański pogląd. Świat uważa zupełnie inaczej. Czy nigdy nie przyszło panu do głowy, że mordowanie tych osób jest ohydną zbrodnią? 7
Krebsbach był pewny swego. Denson zadał to pytanie innymi słowami raz jeszcze, oskarżony raz jeszcze powtórzył odpowiedź, zaznaczając również, że taki dostał rozkaz.

Eduard Krebsbach przed powieszeniem


Obrona bardzo lubiła ten argument, wykonywanie rozkazów bowiem, jest obowiązkiem każdego żołnierza. 

August Eigruber. Człowiek który od samego początku miał dużo do powiedzenia. Być może uznał, że sam poradzi sobie z oskarżycielem. Jego zeznania, w każdym razie, ujawniły niczym nienaruszoną pewność siebie. Przesłuchanie trwało długo. Odpowiedzi przesłuchiwanego były długie.
Denson szukał punktu zaczepienia i znalazł. Eigruber nagle zmienił strategię, może nieświadomie. Zaczął zrzucać z siebie odpowiedzialność za swoje czyny, zaznaczając, że jego sprzeciw i tak nic by nie zmienił.
Czy próbuje pan powiedzieć sądowi, że uczestniczył pan w utrzymywaniu Mauthausen tylko z tego powodu, że otrzymywał pan takie rozkazy?8
Eigruber próbował odpowiadać ostrożnie i wymijająco. Wszystko sprowadzał do tezy, że musiał robić to co robił, bo tak chciał Himmler.
Czy zatem jest prawdą – spytał Denson – że zabrakło panu odwagi, aby powiedzieć Himmlerowi, że nie będzie pan uczestniczył w prowadzeniu tego obozu?9
Zanim Eigruber zdążył się zająknąć, obrona zgłosiła zdecydowany sprzeciw. Nie został jednak uznany. Co pozostawało oskarżonemu? Iluż ludzi broniło wartości i swoich przekonań o tym co dobre, a co nie, narażając życie... Przyznanie, że wystraszył się konsekwencji nieposłuszeństwa, nie było żadną okolicznością łagodzącą. Musiałby przyznać, że pomagał w funkcjonowaniu obozu z własnej woli. Ale tego przecież nie przyzna.
Przyparty do muru, odmawia odpowiedzi. To Densonowi wystarczy.

Od przyjazdu głównego oskarżyciela do Dachau mija rok. Jego stan fizyczny i psychiczny zmienia się z dnia na dzień. Utrata wagi, trzęsące się ręce, problem z opanowaniem złości, być może żalu.

Amerykański trybunał skazuje 58 nazistowskich morderców na szubienicę- głosił nagłówek New York Daily News z 14 maja 1946 roku.

Buchenwald. To miejsce budziło najbardziej sprzeczne uczucia w Densonie. Więźniami karmiono dzikie zwierzęta, tatuaże wycinane z ludzkich skór służyły jako ozdoby na abażurach, Ilse Koch (wiedźma Buchenwaldu) kazała więźniom uprawiać swój ogródek. 
Upiorne dziwy, wyuzdana zbrodnia.

Proces rozpoczął się w kwietniu 1947 roku. Nie wiadomo, skąd Bill Denson wziął siły na doprowadzenie go do końca. W jego głosie słychać było ogromne zmęczenie, zarówno psychiczne jak i fizyczne. Jak długo można słuchać absurdalnych wyjaśnień morderców?
To nie moja wina, nie wiedziałem, że tak się tam działo, to niemożliwe, gdybym tylko mógł coś zrobić...
Poznał William Denson obozy dogłębnie, pomimo, że tylko z teorii.

Po latach powiedział: W końcu osiągnąłem punkt, w którym byłem gotów uwierzyć prawie we wszystko.





1 Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s.66
2 Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s.67
3 Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s.67
4 Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s.82
5 Musioł, Dachau, s.279
6Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s.181, 182
7Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s.182
8Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s. 203
9Greene, Sprawiedliwość w Dachau, s. 203