Z uśmiechem i kwiatkiem przeciw drutom kolczastym

19:48 0 Comments A + a -

Najstarsze mądrości mówią, że człowieka kształtuje jego otoczenie. 


Ostrzegają: kto z jakim przystaje, takim się staje, co z pewnością odnosić się powinno do szerokiej perspektywy czasowej, lecz nie zawsze, bowiem są takie momenty w historii, w których szczególną rolę odgrywa impulsywność. W tych chwilach umysł jednostki pracuje szalenie niesamodzielnie i jest podatny na różne sugestie. Oczywiście, wpływać na to musi długotrwały i mało widoczny na co dzień proces przygotowania tegoż umysłu do uznania niepodważalnej prawdy zasłyszanego tekstu, a także skłonności w ocenianiu "faktów", np.: wiara w rzeczy nadprzyrodzone, tendencja kreowania teorii spiskowych, czasem nadmierna ufność względem drugiego człowieka.

Postaram się przedstawić to zjawisko na podstawie dwóch przykładów, przykładów z historii, które dziś głównie bawią, są jednak odzwierciedleniem pewnej cechy ludzkiego umysłu, cechy powszechnej i aktywnej u każdego z nas- podatności na bodźce zewnętrzne. 



30 październik 1938 roku, chłodny jesienny wieczór, dochodzi godzina ósma. W domach milionów Amerykanów pracują już odbiorniki radiowe, słuchacze jednak nie doczekują się standardowego programu, zamiast niego słyszą zapowiedź adaptacji powieści H. G. Wellesa. Adaptacja ta miała być dziełem młodego reżysera i dotyczyć dzieła "Wojna światów".

Zaczyna się wprowadzenie, reżyser mówi, jakby tłumacząc:

Wiemy, że we wczesnych latach XX wieku, nasz świat był obserwowany przez inteligencje pozaziemskie, większe od człowieka, jednocześnie tak samo śmiertelne.

Podziwiamy dziś kunszt tego 23-letniego człowieka, który zaaranżował tę audycję w taki sposób, że zdołał zmanipulować nią tysiące słuchaczy.
Spanikowany speaker donosi nagle o ataku kosmitów, wymienia liczbę śmiertelnych ofiar, udaje się na miejsce zdarzenia, opowiada, co widzi. Wreszcie obwieszcza głosem pełnym sensacji wkroczenie wojska. 
Taktyczne przerwy, głucha cisza, zmiany tonacji głosu, zręczne wplecenie efektów muzycznych, statystyki uwiarygadniające całe słuchowisko i mistrzowsko odegrane poczucie realnego zagrożenia doprowadzają do niesamowitej reakcji części odbiorców. Przekonani o zbliżającej się katastrofie pakują najpotrzebniejsze rzeczy i opuszczają swoje domy w poszukiwaniu schronienia. Niektórzy uzbrajają się w maski gazowe, wielu trafia do szpitala z objawami lękowymi. Redakcje gazet codziennych, stacje radiowe i policja odbierają telefony od spanikowanych słuchaczy, kościoły momentalnie się zapełniają.
Mówi się o przypadkach samobójstw, które jednak nigdy nie zostały potwierdzone, dają jednak obraz skali wydarzenia. Ludzie byli przerażeni. 

Gdy radio ogłasza to, co wszak ogłaszało już wcześniej, że słuchowisko było jedynie adaptacją powieści, następuje ogromna fala krytyki za "okrutny żart", sam reżyser natomiast doczekuje się kilku pozwów sądowych.

Pomyśleć można, że panika, jaka narosła u słuchaczy była przesadzona i bezpodstawna. Nawet, jeśli ktoś nie usłyszał wzmianki o adaptacji powieści, nie powinien był przecież założyć z góry, że słucha reportażu, i że- chce czy nie- czeka go śmierć z rąk kosmity. Oczywiście, są ludzie podatni na takie teorie, zdawać by się mogło, że wręcz na nie czekają, ale to co się wydarzyło w Ameryce pod koniec lat 30 miało charakter masowy. Dlaczego?

Analiza antropologiczna (przeprowadzana już przez wielu specjalistów) pozwala nam odpowiedzieć na to pytanie. Otóż był to rok 1938. Rok przed wybuchem II wojny światowej. Wojna ta, jak wspominało wielu, wisiała w powietrzu, każdy miał poczucie zagrożenia. Poczucie to narastało, jak i narastało samo zagrożenie. Niepokój o dzień jutrzejszy kazał mieć oczy szeroko otwarte, narastająca w głowach tych ludzi presja, coraz częściej powtarzane pytania co się wydarzy? co z nami będzie?, wytworzyły w końcu aurę tajemniczej grozy, a audycja będąca manipulacją swoiście odpowiedziała owe pytania niepozwalające spać. Umysł przestraszonego człowieka, umysł wciąż nastawiany na wizję zbliżającego się kataklizmu, był w stanie przyjąć nawet fantastyczną teorię ataku kosmitów. To, co miało się stać, właśnie się dzieje, zapewne pomyśleli niektórzy.




Drugim przykładem jest historia nieszkodliwej inwazji na San Francisco.
Mamy rok 1967, jest lato. Scott McKenzie śpiewa o ludziach z kwiatami we włosach, o ludziach delikatnych. Nowy hit "San Francisco" podbija świat.

->->->POSŁUCHAJ PIOSENKI

Nagle do miasta zamieszkanego przez tysiąc do dwóch tysięcy ludzi przyjeżdża pół miliona hipisów. Natchnieni pięknymi słowami melodyjnej piosenki zjawiają się w San Francisco na olbrzymich wozach, w grupach po dwadzieścia, trzydzieści osób.

John de Bonis, członek Rady Nadzorczej San Francisco drapiąc się nerwowo w głowę, mówi:

Najechali nas ludzie spoza miasta i spoza stanu. [...] Nie mówicie, że czeka nas rewolucja. Ona trwa.

Przerażeni mieszkańcy nie wychodzą z domów, na ulice wkraczają służby mundurowe. Natarcie nie ustępuje, rozanieleni hipisi wyskakują z zarośli, rozwijają pasma trawy w rolkach na ulicach, do rozciągniętych w poprzek ulic (w celach powstrzymania inwazji) drutów kolczastych przyczepiają kwiaty. Organizują pikniki, śpiewają naprzeciw zwartych szyków policji. Obraz komiczny z dzisiejszej perspektywy.


Gustaw Le Bon napisał w swoim dziele "psychologia tłumu":

Ulegając ciągle nieświadomości, poddając się wszelkiego rodzaju sugestiom, cechując się gwałtownością uczuć, na które rozum nie ma najmniejszego wpływu, nie posiadając ani odrobiny krytycyzmu, tłum jest dlatego nadzwyczaj łatwowierny.


Społeczność hipisowska momentalnie zakochała się w opisie San Francisco z piosenki, zapatrzona w wizję wspólnego, przyjaznego egzystowania z jego mieszkańcami ruszyła masowo do jego bram. To byli ludzie, którzy żyli według własnych zasad. Cenili sobie wolność i celebrowali pokój w każdym jego wydaniu, ich mentalność nastawiona m.in. na te dwie cechy, kazała im zostawić wszystko i jechać do San Francisco, a po dotarciu do niego, nie zauważać nic, prócz obrazu wykreowanego przez słowa piosenki. Zależało im na tym, żeby pokazać, że nie mają złych zamiarów i że kochają to miasto, nie dostrzegali natomiast olbrzymiego zamieszania jakie wprowadzili, co wydawać się może dziwne, ze względu na tak jasne znaki jak druty kolczaste, a jednak jest łatwo wytłumaczalne, jeśli zagłębimy się w mentalność dzieci-kwiatów.  


Oba przykłady dają obraz tego, jak łatwo myśl nasza jest w stanie podporządkować się pewnej wizji, która wyda nam się "atrakcyjna", w sensie spełni kryteria naszej percepcji, oraz jak bardzo wizja ta przysłania nam obraz rzeczywistości i jak łatwo można się w niej zatracić.
Historia natomiast brutalnie przypomina, że odpowiednie podłoże psychiczne umożliwia manipulacje jednostkami i społecznościami.  

Wojna rządzi się swoimi prawami, uczucia słuchaczy radiowych z 1938 roku nie są łatwe do zrozumienia dla ludzi dzisiejszych, zakładając, że są do zrozumienia w ogóle możliwe. Łatwowierność czy też absurd, jaki zdaje się przebijać przez zachowanie Amerykanów, o których dziś czytamy z lekkim uśmiechem, przestaje być taki niedorzeczny, gdy uwzględni się tło historyczne.
Zachowanie hipisów, nieco nieżyciowe, jest wytłumaczone ich sposobem myślenia, ale ten sposób jest znów ukształtowany przez doktrynę masową i masowo powtarzaną.
Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje, człowiekiem zaś rządzą instynkty.  

Warto jednak zastanowić się, czy idąc za tłumem czy też trendem, wedle dominującej tendencji naszych czasów, myślę samodzielnie i czy na pewno tak bym postąpił, gdyby nie działała na mnie żadna presja.