Z uśmiechem i kwiatkiem przeciw drutom kolczastym
Najstarsze mądrości mówią, że człowieka kształtuje jego otoczenie.
Ostrzegają: kto z jakim przystaje, takim się staje, co z pewnością odnosić się powinno do szerokiej perspektywy czasowej, lecz nie zawsze, bowiem są takie momenty w historii, w których szczególną rolę odgrywa impulsywność. W tych chwilach umysł jednostki pracuje szalenie niesamodzielnie i jest podatny na różne sugestie. Oczywiście, wpływać na to musi długotrwały i mało widoczny na co dzień proces przygotowania tegoż umysłu do uznania niepodważalnej prawdy zasłyszanego tekstu, a także skłonności w ocenianiu "faktów", np.: wiara w rzeczy nadprzyrodzone, tendencja kreowania teorii spiskowych, czasem nadmierna ufność względem drugiego człowieka.
Postaram się przedstawić to zjawisko na podstawie dwóch przykładów, przykładów z historii, które dziś głównie bawią, są jednak odzwierciedleniem pewnej cechy ludzkiego umysłu, cechy powszechnej i aktywnej u każdego z nas- podatności na bodźce zewnętrzne.
Postaram się przedstawić to zjawisko na podstawie dwóch przykładów, przykładów z historii, które dziś głównie bawią, są jednak odzwierciedleniem pewnej cechy ludzkiego umysłu, cechy powszechnej i aktywnej u każdego z nas- podatności na bodźce zewnętrzne.
30 październik 1938 roku, chłodny jesienny wieczór, dochodzi godzina ósma. W domach milionów Amerykanów pracują już odbiorniki radiowe, słuchacze jednak nie doczekują się standardowego programu, zamiast niego słyszą zapowiedź adaptacji powieści H. G. Wellesa. Adaptacja ta miała być dziełem młodego reżysera i dotyczyć dzieła "Wojna światów".
Zaczyna się wprowadzenie, reżyser mówi, jakby tłumacząc:
Wiemy, że we wczesnych latach XX wieku, nasz świat był obserwowany przez inteligencje pozaziemskie, większe od człowieka, jednocześnie tak samo śmiertelne.
Podziwiamy dziś
kunszt tego 23-letniego człowieka, który zaaranżował tę audycję
w taki sposób, że zdołał zmanipulować nią tysiące słuchaczy.
Spanikowany speaker
donosi nagle o ataku kosmitów, wymienia liczbę śmiertelnych ofiar,
udaje się na miejsce zdarzenia, opowiada, co widzi. Wreszcie obwieszcza głosem pełnym sensacji wkroczenie wojska.
Taktyczne przerwy,
głucha cisza, zmiany tonacji głosu, zręczne wplecenie efektów
muzycznych, statystyki uwiarygadniające całe słuchowisko i
mistrzowsko odegrane poczucie realnego zagrożenia doprowadzają do
niesamowitej reakcji części odbiorców. Przekonani o zbliżającej
się katastrofie pakują najpotrzebniejsze rzeczy i opuszczają swoje
domy w poszukiwaniu schronienia. Niektórzy uzbrajają się w maski
gazowe, wielu trafia do szpitala z objawami lękowymi. Redakcje
gazet codziennych, stacje radiowe i policja odbierają telefony od
spanikowanych słuchaczy, kościoły momentalnie się zapełniają.
Mówi się o
przypadkach samobójstw, które jednak nigdy nie zostały
potwierdzone, dają jednak obraz skali wydarzenia. Ludzie byli przerażeni.
Gdy radio ogłasza
to, co wszak ogłaszało już wcześniej, że słuchowisko było
jedynie adaptacją powieści, następuje ogromna fala krytyki za
"okrutny żart", sam reżyser natomiast doczekuje się kilku
pozwów sądowych.
Pomyśleć można,
że panika, jaka narosła u słuchaczy była przesadzona i
bezpodstawna. Nawet, jeśli ktoś nie usłyszał wzmianki o adaptacji
powieści, nie powinien był przecież założyć z góry, że słucha
reportażu, i że- chce czy nie- czeka go śmierć z rąk kosmity.
Oczywiście, są ludzie podatni na takie teorie, zdawać by się
mogło, że wręcz na nie czekają, ale to co się wydarzyło w
Ameryce pod koniec lat 30 miało charakter masowy. Dlaczego?
Analiza
antropologiczna (przeprowadzana już przez wielu specjalistów)
pozwala nam odpowiedzieć na to pytanie. Otóż był to rok 1938. Rok
przed wybuchem II wojny światowej. Wojna ta, jak wspominało wielu,
wisiała w powietrzu, każdy miał poczucie zagrożenia. Poczucie to
narastało, jak i narastało samo zagrożenie. Niepokój o dzień
jutrzejszy kazał mieć oczy szeroko otwarte, narastająca w głowach
tych ludzi presja, coraz częściej powtarzane pytania co się
wydarzy? co z nami będzie?, wytworzyły
w końcu aurę tajemniczej grozy, a audycja będąca manipulacją
swoiście odpowiedziała owe pytania niepozwalające spać. Umysł
przestraszonego człowieka, umysł wciąż nastawiany na wizję
zbliżającego się kataklizmu, był w stanie przyjąć nawet
fantastyczną teorię ataku kosmitów. To, co miało się stać,
właśnie się dzieje, zapewne pomyśleli niektórzy.
Mamy
rok 1967, jest lato. Scott McKenzie śpiewa o ludziach z kwiatami we
włosach, o ludziach delikatnych. Nowy hit "San Francisco"
podbija świat.
->->->POSŁUCHAJ PIOSENKI
->->->POSŁUCHAJ PIOSENKI
Nagle
do miasta zamieszkanego przez tysiąc do dwóch tysięcy ludzi
przyjeżdża pół miliona hipisów. Natchnieni pięknymi słowami
melodyjnej piosenki zjawiają się w San Francisco na olbrzymich
wozach, w grupach po dwadzieścia, trzydzieści osób.
John de Bonis, członek Rady Nadzorczej San Francisco drapiąc się nerwowo w głowę, mówi:
Najechali nas ludzie spoza miasta i spoza stanu. [...] Nie mówicie, że czeka nas rewolucja. Ona trwa.
Przerażeni
mieszkańcy nie wychodzą z domów, na ulice wkraczają służby
mundurowe. Natarcie nie ustępuje, rozanieleni hipisi wyskakują z
zarośli, rozwijają pasma trawy w rolkach na ulicach, do
rozciągniętych w poprzek ulic (w celach powstrzymania inwazji) drutów kolczastych przyczepiają kwiaty. Organizują pikniki,
śpiewają naprzeciw zwartych szyków policji. Obraz komiczny z
dzisiejszej perspektywy.
Gustaw Le Bon napisał w swoim dziele "psychologia tłumu":
Ulegając ciągle nieświadomości, poddając się wszelkiego rodzaju sugestiom, cechując się gwałtownością uczuć, na które rozum nie ma najmniejszego wpływu, nie posiadając ani odrobiny krytycyzmu, tłum jest dlatego nadzwyczaj łatwowierny.
Społeczność
hipisowska momentalnie zakochała się w opisie San Francisco z
piosenki, zapatrzona w wizję wspólnego, przyjaznego egzystowania z
jego mieszkańcami ruszyła masowo do jego bram. To byli ludzie,
którzy żyli według własnych zasad. Cenili sobie wolność i
celebrowali pokój w każdym jego wydaniu, ich mentalność
nastawiona m.in. na te dwie cechy, kazała im zostawić wszystko i
jechać do San Francisco, a po dotarciu do niego, nie zauważać nic,
prócz obrazu wykreowanego przez słowa piosenki. Zależało im na
tym, żeby pokazać, że nie mają złych zamiarów i że kochają to
miasto, nie dostrzegali natomiast olbrzymiego zamieszania jakie
wprowadzili, co wydawać się może dziwne, ze względu na tak jasne
znaki jak druty kolczaste, a jednak jest łatwo wytłumaczalne, jeśli
zagłębimy się w mentalność dzieci-kwiatów.
Oba
przykłady dają obraz tego, jak łatwo myśl nasza jest w stanie
podporządkować się pewnej wizji, która wyda nam się
"atrakcyjna", w sensie spełni kryteria naszej percepcji,
oraz jak bardzo wizja ta przysłania nam obraz rzeczywistości i jak
łatwo można się w niej zatracić.
Historia
natomiast brutalnie przypomina, że odpowiednie podłoże psychiczne
umożliwia manipulacje jednostkami i społecznościami.
Wojna rządzi się swoimi prawami, uczucia słuchaczy radiowych z 1938 roku
nie są łatwe do zrozumienia dla ludzi dzisiejszych, zakładając,
że są do zrozumienia w ogóle możliwe. Łatwowierność czy też
absurd, jaki zdaje się przebijać przez zachowanie Amerykanów, o
których dziś czytamy z lekkim uśmiechem, przestaje być taki
niedorzeczny, gdy uwzględni się tło historyczne.
Zachowanie
hipisów, nieco nieżyciowe, jest wytłumaczone ich sposobem
myślenia, ale ten sposób jest znów ukształtowany przez doktrynę
masową i masowo powtarzaną.
Nie
wszystko jest takie, jakim się wydaje, człowiekiem zaś rządzą
instynkty.
Warto jednak zastanowić się, czy idąc za tłumem czy też trendem, wedle
dominującej tendencji naszych czasów, myślę samodzielnie i czy
na pewno tak bym postąpił, gdyby nie działała na mnie żadna
presja.