Ulica lustrem przeszłości

19:24 0 Comments A + a -

Sposób myślenia i dobór priorytetów są kształtowane przez możliwości i wymagania jakie stawia przed nami życie. Dzieło literackie jest uzewnętrznieniem potrzeb, jakie każą nam mówić o tym, co dzieje się wokół nas.
I tak oto Szekspir pisze o tragicznej, do granic romantycznej miłości i o równie romantycznych zbrodniach, tak namiętnie prezentowanych w renesansowych teatrach, nie czując potrzeby- przykładowo- wzywania do wojny i obrony kraju. Jakże długą i skomplikowaną drogę musiałby pokonać umysł szekspirowski, aby zrozumieć umysły „żywulskie” czy „borowskie”.



A to wszystko przez błogosławioną różnicę czasów, w jakich dane jest nam, ludziom żyć. Wiek XX w swym drastycznym wyobcowaniu i bezprecedensowości oddaje artystom polskim pod opiekę mało wdzięczny motyw, jakim jest ulica, miasto, stawiając tym samym przed nimi szalenie trudne zadanie- stworzenie sztuki, która uwieczni tę jakże istotną kartę w dziejach ludzkości godnie i trwale.

Czym jest ulica w świadomości publicznej? Czymś nierozerwalnie związanym z człowiekiem, jest jego kompanem. Ten człowiek biegnie na pociąg, by zdążyć do pracy lub prowadzi dziecko wpatrzone błyszczącymi oczyma w wystawę cukierni, może też licytować się na rynku o kurę lub siedzieć przed bramą kamienicy z papierosem i pozdrawiać przechodniów skinieniem. To on określa rolę ulicy w literaturze i świadomości społecznej. Jest jej gościem i budowniczym, obustronny romans, który stanie się inspiracją dla twórców. 
Ulica tętni życiem i daje nadzieję, potrzebną jak nigdy wcześniej. Ulica napędza miasto, miasto maszyn i miasto mas. Niejednokrotnie występuje również jako symbol biedy, bezdomności, smutku. Staje się wówczas mroczna i nieprzewidywalna.

Pierwsza Wojna Światowa nazywana też Wielką jest w swojej formie i wymiarze czymś, czego jeszcze nikt nie opisał, nie widział, nikt nawet nie wpadł na to, że mógłby. Szybko zyskała miano wojny totalnej. Jak pisze Jerzy Święch: Idea wojny wymknęła się spod kontroli [...]

Rodzą się pytania: jak mówić o tym co się dzieje? Jak o tym pisać?
Niewiele mamy przykładów polskiej literatury z okresu I wojny Światowej. Poeci, którzy przeżyli ten trudny czas i byli świadkami wstrząsających wydarzeń zaczynają jednak wspominać. 

Niezwykle obrazowo i emocjonalnie opisuje owe wspomnienia Józef Czechowicz w swoim wierszu pt. „Żal”. Jest to spacer literacki pełen retrospekcji. Przechadzka ulicami, na których tak niedawno rozgrywał się dramat wojny jest trudna i bolesna, rozdrapuje rany. Coś jednak nie pozwala zapomnieć.




głowę która siwieje a świeci jak świecznik
kiedy srebrne pasemka wiatrów przefruwają
niosę po dnach uliczek
jaskółki nadrzeczne
świergocą to mało idźże

tak chodzić tak oglądać sceny sny festyny
roztrzaskane szybki synagog
płomień połykający grube statków liny
płomień miłości
nagość

tak wysłuchiwać ryku głodnych ludów
a to jest inny głos niż ludzi głodnych płacz
[...] 



Ulica staje się dla Czechowicza ścieżką przez wspomnienia. Idąc nią, rozglądając się dookoła, przypomina sobie raz jeszcze to wszystko, co przeżył, czego doświadczył. Pamięć jest wieczna zmysłami. Spokój, który panuje teraz wokół niego okupiony został tysiącami ofiar, łez, nieszczęść. Widzi on w tej cichej ulicy to wszystko, czego nie byłby w stanie dostrzec przyjezdny. Jest więc niemym świadkiem wydarzeń wojennych, których obraz przetrwa dopóki nie odejdą ci, którzy potrafią go przywołać. Spacer nierównym asfaltem jest trudnym marszem przez widma przeszłości. Nakładają się one na siebie i całkowicie wypełniają przestrzeń, mnożąc się z każdym kolejnym krokiem.


ja przy foliałach jurysta
zakrztuszony wołaniem gaz
ja śpiąca pośród jaskrów
i dziecko w żywej pochodni
i bombą trafiony w stallach
i powieszony podpalacz
ja czarny krzyżyk na listach

o żniwa żniwa huku i blasków

To przecież ta sama ulica.
I ta też ulica zapłonie raz jeszcze, sprawdzą się tym samym obawy Czechowicza co do powtórnej tragedii wojny. Widzi on w niej bowiem zarówno przeszłość jak i przyszłość, dużo widział i dużo się nauczył, potrafi więc przewidzieć pewne rzeczy i dostrzec analogie niezauważalne na pierwszy rzut oka. 

 Nie wszyscy jednak artyści skupią się na rozpamiętywaniu przeszłości.
„Nowa poezja” i jej odmienny od dotychczasowego wymiar w Polsce miała początek u schyłku pierwszej wojny światowej. Na zmiany, które zaszły w sposobie i tematyce tworzenia wpłynęła m.in. nowa sytuacja polityczna. Odzyskanie niepodległości zapowiadało nową epokę w dziejach kraju, na każdej płaszczyźnie jego funkcjonowania, a także w mentalności ludzkiej.
Budowniczy niepodległej Polski będzie walczył o rozwój, braterstwo, lepsze „jutro” dla Nas wszystkich, a artysta tej Polski będzie o tym mówić i pisać, by inni również przyłączyli się do wielkiego dzieła restauracji Rzeczypospolitej, przez co sam również stanie się budowniczym. Wtedy też do Polski z dotkliwym opóźnieniem dociera rewolucja, jaka zachodziła w poetyce przez ostatnie lata. Nie odrzuci jednak całkowicie polski poeta tradycji, wplecie ją zręcznie w nowoczesne formy. I tak oto odżyje młodopolski witalizm, powróci zaaranżowany nieco inaczej Staffowski motyw codzienności. Poezja polska wychodzi na ulicę, jak postulują twórcy na czele z Wierzyńskim. Nie odnosi się to jedynie do wieczorków artystycznych tak powszechnych w mieście, lecz również do tematyki utworów, które przytoczę w dalszej części pracy.
Rozmaite nurty tego okresu pozwalają nam w odmienny sposób spojrzeć na tę niepozorną ulicę, świadka i uczestnika tak wielu zdarzeń, miejsce zadumy nad tym co już było i co jest. Trwa ona niestrudzenie i cierpliwie, będąc obiektem najróżniejszych fascynacji, wzruszeń, emocji. Oto stanie się ona miejscem pracy rzemieślników, którzy odbudują nasz odrodzony kraj, zostanie poddana ich wyobraźni i werwie, by ją pobudzić do modernistycznego i niepodległego istnienia. Twórczość bowiem będzie od tej pory masową i służącą społeczeństwu. I właśnie o tym będą pisały gazety w 1918 roku i o tym napisze Tadeusz Peiper, Papież Awangardy Krakowskiej w swoim manifeście „Miasto. Masa. Maszyna”:
[...] pewne nowości miasta tworzą się inaczej. Już nie spontanicznie. Już nie jako samorzutny i nieskrępowany wyraz potrzeb. Ale według planu. Według planu artystycznego z góry założonego. Miasto, które poprzednio było swego rodzaju naturą, staje się dziełem sztuki. Dziełem sztuki, tworzonym w zgodzie z panującymi pojęciami estetycznymi. Wrasta w ideologię czasu.[...]To przerzucanie na miasto ustalonych idei estetycznych paczy częściowo charakter miasta [...]Masa-społeczeństwo i masa-tłum oddziaływają coraz silniej na świadomość człowieka.Nie ulega wątpliwości, że prędzej czy później będą musiały oddziaływać także na sztukę.[...]3
Awangarda Krakowska zachwyci się ulicą. Upust temu zachwytowi da Julian Przyboś w swoim wierszu o wymownym tytule „Na kołach”, gdzie nada miastu cechy człowiecze, określi go jako samodzielny byt, który odpowiednio napędzony jest w stanie funkcjonować niemalże ludzko. 



Jak swój dzień wywieść z obiegu?

Miasto kołami woła,

turkot zajeżdża do uszu robotników, którzy

zarobiony dzień niosą na plecach.

Stacje ruszyły z miejsca

wyprzedzając spóźnionych podróżnych,

trotuar staje z jezdnią do biegu.

Kable wiją ramionami u wyłomu
dnia, którego za mało!
Z placów, porosłych kołami, lecą
gościńce, które inżynier przedłuża
o rozpęd nóg zadyszanych przechodniów.
Ulicę – od rogu do rogu zalewają domy,
domów – po dachy przybrało, 

nadmiar dzieło pod dach wyprowadza co dnia. 

Jak zatoczyć poemat na kołach? 

Fascynacja uliczną energią, aurą przeludnionych chodników i pędzących tramwajów dopełniona o podziw nad sferą wizualną miasta, będzie przodującym tematem dla literatów jeszcze przez długi czas. A tym, którzy nie rozumieją owej ekscytacji, wyjaśni Tadeusz Peiper na czym polega jej istota, bowiem Trzeba dojrzeć w nim [mieście] realizację nowego piękna, piękna, które ma być pięknem wspólnym i ojczystym. 
Jakże łatwo jest to piękno dostrzec gdy przychodzi wieczór. Wszystko ucicha w nikłej poświacie latarni na równi uroczej z gwiazdami. I przenosi czytelnika Julian Przyboś do miejsca bardziej kameralnego, intymnego, ulica zmienia się w uliczkę, zamiast asfaltu wzrastają ogrody. I tak w utworze Wieczór płynie wolna chwila w romantycznych zaułkach. Warto również przespacerować się Ulicą Szeroką wraz z Józefem Czechowiczem, gdzie pierwszej gwiazdy wypełza pająk nad drogą wśród zamkniętych bram i ciszy. 

Tadeusz Peiper mówi o mieście jak o pejzażu. Dostrzega w nim prawdziwe piękno. Skupił się na tym, aby nauczyć czytelnika nowych treści, nadążających modernistycznie za ówczesnością. Chciał go przyzwyczaić do myśli, że najważniejszy jest postęp. Postulował więc zaprzestanie rozpamiętywania przeszłości i szacunek dla spraw bieżących.
Temu też przyklaśnie Tuwim wraz z całym Skamandrem, gdyż jak stwierdził: miasto na wskroś go przeszywa. Skamandrycki sposób postrzegania świata stał się jednym z przodujących nurtów artystycznych oraz światopoglądowych. Żadna z grup artystycznych tego okresu nie nawiązała takiego imponującego kontaktu z czytelnikiem.
Dla nich bowiem była ona środkiem przekazu, spójnikiem między ich wizjami świata i światem. Była im potrzebna do realizacji polityki skandalu, który stanowił siłę napędową programu artystycznego, jaki proponowali czytelnikowi. Zgodnie z nim, urządzali liczne manifesty i „pokazy” swojego niekonwencjonalnego myślenia. Ujrzy zatem przechodzień w międzywojniu nagiego futurystę jadącego w taczce, którą z niepojętym entuzjazmem pchał będzie drugi futurysta, spluwając od czasu do czasu na drogę bądź rzucając wiązanką przekleństw. Język potoczny, nie raz wulgarny, tzw. język ulicy stanie się cechą charakterystyczną tej grupy.

Piękne plany i nadzieje, jakie przynosi odzyskanie niepodległości zostają Polakom brutalnie wydarte odgłosem pierwszych strzałów z niemieckich pancerników. Ulica, będąca dotychczas symbolem rozwoju i renesansu Polski staje się nagle śmiertelną pułapką. Przenieśmy się do
roku 1939, do serca stolicy Polski, która walczy i ginie pomału, wśród krzyku i płaczu i wśród ciszy wyrażającej to, czego nie wyrażą słowa. Jest tu szpital, który płonie, są zakręty, które grożą swą tajemnicą, są kamienie, które leżą na martwych kopcach i jest Nike, która się waha. Porzucona gdzieś w kałuży gazeta donosi- „miasto umiera”. Gazety. Jakże ważną rolę odegrają w wojennej zawierusze, staną się narratorem wydarzeń w każdej literackiej formie- reportaż, ogłoszenie, felieton, nota, alert. Z „migawek z życia stolicy” Kuriera Warszawskiego dowiadujemy się, że gdy zgiełk ucicha, ulica czuwa. Nie jestem bowiem sam na swojej ulicy, ciemnej, zimnej, nocnej. Milcz- szpieg słucha!



Lata 1939-1945 to okres prasy konspiracyjnej, ulotek i plakatów o treściach niepodległościowych, krótkich wierszyków na cokołach zburzonych pomników oraz piosenek i pieśni żołnierskich. 

W okupowanej Polsce działały organizacje konspiracyjne, mające charakter informacyjno-polityczny. Wydawały one różnorodne broszury, ulotki, prasę chronioną przed oczyma wroga. Do sklepów jednak zaczynają trafiać tzw. „szmatławce”, a więc propagandowa prasa redagowana przez Niemców po polsku. Znajdziemy w niej nieprawdziwe informacje na temat sytuacji politycznej, przebiegu wojny, działań polskich żołnierzy oraz naszych sprzymierzeńców. Hitlerowcy mieli na celu przede wszystkim
obniżenie morali ludności polskiej oraz odsunięcie od siebie winy za to, co ją spotyka, słowem- zakłamanie rzeczywistości wojennej w taki sposób, aby w najwyższym stopniu zmylić czytelnika, wprowadzić go w stan dezorientacji, od którego tak blisko już przecież do przyjęcia najprostszego oferowanego wytłumaczenia. Jednym z głównych celów konspiracji było uświadomienie polskiej społeczności (nie raz niedoinformowanej o propagandowej działalności okupanta), jaka jest prawda. Materiały do swoich broszur czerpała ona głównie z nasłuchu radiowego, komunikatów prasowych SZP-ZWZ-AK (Służba Zwycięstwu Polski, Związek Walki Zbrojnej, Armia Krajowa) oraz własnych kontaktów i obserwacji.
Rozpoczyna się więc polowanie na informacje. Konspiratorzy wychodzą na ulice. Wszystko to, co powinno trafić do wiadomości publicznej znajdzie się na stronach „Dziennika polskiego” bądź też „Myśli państwowej”. 
Wychodziłem wcześnie na miasto- dowiadujemy się ze wspomnień byłego szefa KWC (organizacja radiowa) – Rozpoczynałem w ten sposób polowanie za jakąś sensacyjną wiadomością [...]. Jeżeli nieszczęście chciało, że Niemcy w nocy np. rozplakatowali listę osób rozstrzelanych [...] lub rozlepili jakieś rozporządzenie lub też w ogóle coś się stało, o czym całe miasto mówiło, wówczas wracałem do kryjówki [...]. Gdzieś na Ogrodowej czy na Chłodnej obserwatorki kręcące się po ulicach wymieniają z Z., która niesie depeszę, porozumiewawcze spojrzenia: «Wszystko w porządku, możesz iść».
                       POLSKA KONSPIRACYJNA PRASA INFORMACYJNO- POLITYCZNA 1939-1945 – Stanisława Lewandowska; Warszawa 1982



Ulica- mogło by się zdawać- również należy do konspiracji, dostarcza rzetelnych informacji, współdziała z Polskim Podziemiem.

Ulica jako miejsce życia publicznego sprawia, że opisy wydarzeń na niej się rozgrywających dotyczą jakby każdego czytelnika z osobna, gdyż przypadek jedynie chciał, że nie o nim teraz piszą gazety. Dlatego „życie” miasta o którym pisze konspiracja to literatura skierowana do ludzi miasta i mówiąca bezpośrednio o nich. To oni tworzą hisotrię z kart biuletynów. 

Pawiak- więzienie warszawskie
W poezji ulica wojenna niejednokrotnie prezentuje się ze swojej mrocznej strony. Obrazuje to wiersz „Soldat incomu” Władysława Broniewskiego:

Byłem zwyczajnym żołnierzem.
Niepotrzebne nikomu nazwisko.
Trup, ziemi wydarty, leżę
przygnieciony ulicą paryską.

Rzucili na mnie sztandary,
By nie widzieć śladu od kuli.
Nakryli pierś trotuarem,
twardym kamieniem ulic.

Batalionami ciężko
maszerowali przez piersi,
deptali krzycząc: "Zwycięstwo!",
przechodzili i dziwili się śmierci...


Broniewski w powyższym fragmencie opisuje ulicę, która zasysa i przygniata. Połyka ludzi, którzy padają na niej martwi, nie chce pokazać światu tego, co się wydarzyło. Jest płytą na grobie tysięcy nieznanych żołnierzy. Spod asfaltu w Paryżu Broniewskiego można zapewne usłyszeć ostatnie zduszone jęki.
Po tej ulicy kroczą dumne wojska zwycięzców, stąpając po przebitych sercach, wygiętych
rękach, otwartych oczach. Idą oni przecież drogą śmierci, na której zasnęło tak wielu ludzi, którą panicznie uciekano, z której strzelano, która nie dała schronienia. 

Zanim staniesz- dowódco- dumny na tej rzece krwi, popatrz jak płyną brzydkie kaczątka. Ważne jest, by nie zapomnieć o jej przeszłości, z szacunku dla tych, którzy na niej pozostali, leżąc.

O tym, że ulica stała się pułapką pisze również Krzysztof Kamil Baczyński:

Oddycha miasto ciemne długimi wiekami,
spowiada miasto ciemne dawnych grobów żałość;
rozrąbane żelazem, utulone snami,
nie nasycone płaczem, nie spełnione chwałą.

Nie wierz, jeżeli ci się ulice pogłębią
i staną się jak otchłań, w której śmierć się przyśni,
powierz swą myśl mieniącym się nad nią gołębiom
i obłokom kwitnącym jak gałęzie wiśni,
i chmurom, które zawsze te same, tam, w górze,
jak oblicze tęsknoty wykutej w marmurze.

[...]
         O pij, pij te ciemności z zawalonych ruder,
przyjmij w siebie to miasto gromów, które biją,
tych Kilińskich, Okrzejów, jak oskardy trudu,
i kiedy runą w bruki - niech w tobie ożyją.
Baczyński ostrzega przed tą samą otchłanią, do której wpadł nieznany żołnierz z utworu Broniewskiego. Nie ma ucieczki. Niebo jest teraz wyjątkowo brutalnie nieosiągalne. Postuluje Baczyński, aby nie pozwolić światu zapomnieć, aby uwolnić myśl pełną wspomnień spod ciężaru asfaltu. A także aby nie ufać ulicy. Nie jest ona bowiem przyjacielem, jest zdrajcą.

To skowyt strzałów na brukach się wił, otaczał, chodził wokół jak zbłąkany zwierz- pisze Tadeusz Gajcy w swoim debiucie „Wczorajszemu”. Ulica Miła wcale nie jest miła ostrzega Broniewski. Dedykuje to Bronisławowi Linkemu, polskiemu malarzowi, na którego płótnach ożywa miasto wrogie i obce. Wojna zawładnęła ulicą, wojna się nią żywi. Rozpościera na niej swoje najsurowsze i najokrutniejsze obrazy. Przez ulicę jadą czołgi, kroczą wojska, płynie
krew. Na ulicy nie ma ciepła, ulicy się nie upiększy, nie umrze się na niej spokojnie i nie chce się na niej umierać. Ulica jest bezlitosna i martwa. Lecz wciąż ktoś za nią ginie i wciąż się pamięta jakże była piękna, będąc wolną. 
I oto kreuje się drugi jej obraz. Według niego, jest ona czymś, o co warto walczyć i co nie opuści nas w tych trudnych chwilach.
Oba te z pozoru przeciwne sobie oblicza nierzadko opisuje ten sam poeta. Świadczyć to może o wewnętrznym dylemacie, w którym konfrontuje się sprzeciw wobec obrazów zza okna i potrzeba odzyskania dawnego bezpieczeństwa. Dostrzec można swoistą więź, która narodziła się między ulicą, a człowiekiem i która nie pozwoliła zostawić jej na pastwę agresora. Ona również walczy.

...Ich było tylko pięćdziesięciu [...] To oni każdą z bruku cegłą o wolność bili się, o lud, o chleb nasz i – o Niepodległą.

Pisze to Broniewski. I pisze o tych, którzy nie bali się polec na niej- w jej obronie. Dzieci ulicy. Zdaje się ona przeżywać wraz z ludem każdą porażkę i każde zwycięstwo. Jej serce bije głośno i uparcie, wbrew chaosowi i miotanym kulom.

Hucząca, hucząca
Aortami ulicy - jak wystrzał najprościej
Pędzi w salwach do serca,
Do serca- Wolności!

Tak o posoce pisze Mieczysław Ubysz w swym wierszu Krew.

Miasto motywuje do życia, działania, ulica przypomina ludziom, że należą do niej, a ona do nich. To ich wspólna wojna, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Dodaje ona otuchy, zapewnia tak potrzebne poczucie stabilności, choćby miało być jedynym stałym elementem w ich życiu, zdaje się mówić „jestem tu, nigdzie się nie wybieram”. Zapewne nie raz, gdy cichły strzały ulice wyglądały tak domowo jak kiedyś. Jak pisała Krystyna Żywulska: Na Pawiaku w prawdzie bili, ale bili w Warszawie, i już przez ten fakt bicie to znosiło się łatwiej.

1 sierpnia 1944 roku wybuchło powstanie Warszawskie. Po morderczej walce osamotnieni żołnierze polscy skapitulowali widząc beznadziejność dalszych działań.
Hitlerowskie oddziały zrównały wówczas Warszawę z ziemią. Miasto runęło z hukiem. I doczekało w ten sposób roku 1945, kiedy to alianci podyktowali Niemcom warunki kapitulacji.

Do opustoszałej Warszawy wraca jej dawna ludność. 

Powstańcy Warszawscy nie doczekali obiecanej pomocy. Teraz, gdy wojna się skończyła, wkraczają Rosjanie dumnie w ruiny naszej stolicy, „wlokąc” za sobą tych, którzy przetrwali.
Rozpoczyna się nowy rozdział w życiu Polski, jeden z najbardziej przykrych i niechlubnych. Nakreśli on znaczące zmiany w schematach, funkcjach i przywilejach literatury polskiej.

Nadal bardzo istotną rolę odgrywają gazety, afisze, ulotki, plakaty. Powojenni dziennikarze mają za zadanie uchwycić to, co się dzieje w taki sposób, aby umknęło to uwadze władz komunistycznych. 
Pisanie bezpośrednio o tym, co działo się na ulicy nie było więc takie proste, obowiązywał nawet jakże komicznie dosłowny zapis (czyli zakaz) informowania o wypadkach samochodowych i kolejowych. Zdarzać się one bowiem mogły prawie wyłącznie w krajach kapitalistycznych... 

Przejdźmy się ostatni raz polską ulicą.
Zmęczona stoi na posterunku wytrwale, przesiąknięta swoją własną historią.
Podczas tego spaceru ramię w ramię ze wspomnieniami Brunona Schulza dowiemy się, że gdy przechadzał się uliczkami, słońce nałożyło swym wyznawcom jedną i tę samą maskę - złotą maskę bractwa słonecznego; i wszyscy, którzy szli dziś ulicami, spotykali się, mijali, starcy i młodzi, dzieci i kobiety, pozdrawiali się w przejściu tą maską, namalowaną grubą, złotą farbą na twarzy, szczerzyli do siebie ten grymas bakchiczny - barbarzyńską maskę kultu pogańskiego.