Dom dla lalek

19

- Na prawdę uważa pani, że jest ciepło? Czy pani w ogóle kiedyś doznała ciepła?
Rebeka patrzyła na mężczyznę ze strachem, próbując opanować oddech, tak brutalnie pobudzony przed sekundą.
- Doznałam.
- Ja też. Parę razy, dawno temu. Ale nie jestem w stanie już sobie go przypomnieć. A pani? Pamięta pani to uczucie?




Coś lekkiego do czytania...

Różne nastroje motywują różne zachcianki. Bywają chwilę w życiu każdego (i nie ma sensu się z tym sprzeczać), gdy głowa pracuje swobodnie i zupełnie po swojemu, nie patrząc na uciekający czas, obowiązki, plany. Nie ma się wtedy ochoty na nadmierny wysiłek, nie ma się ochoty na mądre filozofie i skupienie na twarzy.

Myśli krążą wokół rzeczy często ze sobą w ogóle nie związanych, łączą się w mozaikę przypadkowych elementów.

Nie czyta się wówczas książek, to i tak nie ma sensu, wiemy o tym dobrze... Przychodzi chwila, gdy uświadamiamy sobie, że jakieś zdanie czytamy już po raz siódmy co najmniej, ale wciąż nie wiemy czego dotyczy. Wydaje nam się skrajnie skomplikowane i nieskładne i dopiero po powolnym przeczytaniu każdego wyrazu z osobna udaje nam się złapać sens, pytanie tylko po co, skoro z całości i tak nic nie będziemy wiedzieli?

Warto zadbać w takich chwilach o nastrój, dopasować otoczenie, muzykę, nawet zapach do stanu umysłu. Pełna zgoda i harmonia z samym sobą. Nie zawsze jest na to czas, jasne, ale zdarza się, że jest...


Proponuję kilka nastrojowych piosenek na wczesne poranki, nieproszone sny na jawie i spokojne wieczory:





Z uśmiechem i kwiatkiem przeciw drutom kolczastym

Najstarsze mądrości mówią, że człowieka kształtuje jego otoczenie. 


Ostrzegają: kto z jakim przystaje, takim się staje, co z pewnością odnosić się powinno do szerokiej perspektywy czasowej, lecz nie zawsze, bowiem są takie momenty w historii, w których szczególną rolę odgrywa impulsywność. W tych chwilach umysł jednostki pracuje szalenie niesamodzielnie i jest podatny na różne sugestie. Oczywiście, wpływać na to musi długotrwały i mało widoczny na co dzień proces przygotowania tegoż umysłu do uznania niepodważalnej prawdy zasłyszanego tekstu, a także skłonności w ocenianiu "faktów", np.: wiara w rzeczy nadprzyrodzone, tendencja kreowania teorii spiskowych, czasem nadmierna ufność względem drugiego człowieka.

Postaram się przedstawić to zjawisko na podstawie dwóch przykładów, przykładów z historii, które dziś głównie bawią, są jednak odzwierciedleniem pewnej cechy ludzkiego umysłu, cechy powszechnej i aktywnej u każdego z nas- podatności na bodźce zewnętrzne. 



30 październik 1938 roku, chłodny jesienny wieczór, dochodzi godzina ósma. W domach milionów Amerykanów pracują już odbiorniki radiowe, słuchacze jednak nie doczekują się standardowego programu, zamiast niego słyszą zapowiedź adaptacji powieści H. G. Wellesa. Adaptacja ta miała być dziełem młodego reżysera i dotyczyć dzieła "Wojna światów".

Zaczyna się wprowadzenie, reżyser mówi, jakby tłumacząc:

Wiemy, że we wczesnych latach XX wieku, nasz świat był obserwowany przez inteligencje pozaziemskie, większe od człowieka, jednocześnie tak samo śmiertelne.

Podziwiamy dziś kunszt tego 23-letniego człowieka, który zaaranżował tę audycję w taki sposób, że zdołał zmanipulować nią tysiące słuchaczy.
Spanikowany speaker donosi nagle o ataku kosmitów, wymienia liczbę śmiertelnych ofiar, udaje się na miejsce zdarzenia, opowiada, co widzi. Wreszcie obwieszcza głosem pełnym sensacji wkroczenie wojska. 
Taktyczne przerwy, głucha cisza, zmiany tonacji głosu, zręczne wplecenie efektów muzycznych, statystyki uwiarygadniające całe słuchowisko i mistrzowsko odegrane poczucie realnego zagrożenia doprowadzają do niesamowitej reakcji części odbiorców. Przekonani o zbliżającej się katastrofie pakują najpotrzebniejsze rzeczy i opuszczają swoje domy w poszukiwaniu schronienia. Niektórzy uzbrajają się w maski gazowe, wielu trafia do szpitala z objawami lękowymi. Redakcje gazet codziennych, stacje radiowe i policja odbierają telefony od spanikowanych słuchaczy, kościoły momentalnie się zapełniają.
Mówi się o przypadkach samobójstw, które jednak nigdy nie zostały potwierdzone, dają jednak obraz skali wydarzenia. Ludzie byli przerażeni. 

Gdy radio ogłasza to, co wszak ogłaszało już wcześniej, że słuchowisko było jedynie adaptacją powieści, następuje ogromna fala krytyki za "okrutny żart", sam reżyser natomiast doczekuje się kilku pozwów sądowych.

Pomyśleć można, że panika, jaka narosła u słuchaczy była przesadzona i bezpodstawna. Nawet, jeśli ktoś nie usłyszał wzmianki o adaptacji powieści, nie powinien był przecież założyć z góry, że słucha reportażu, i że- chce czy nie- czeka go śmierć z rąk kosmity. Oczywiście, są ludzie podatni na takie teorie, zdawać by się mogło, że wręcz na nie czekają, ale to co się wydarzyło w Ameryce pod koniec lat 30 miało charakter masowy. Dlaczego?

Analiza antropologiczna (przeprowadzana już przez wielu specjalistów) pozwala nam odpowiedzieć na to pytanie. Otóż był to rok 1938. Rok przed wybuchem II wojny światowej. Wojna ta, jak wspominało wielu, wisiała w powietrzu, każdy miał poczucie zagrożenia. Poczucie to narastało, jak i narastało samo zagrożenie. Niepokój o dzień jutrzejszy kazał mieć oczy szeroko otwarte, narastająca w głowach tych ludzi presja, coraz częściej powtarzane pytania co się wydarzy? co z nami będzie?, wytworzyły w końcu aurę tajemniczej grozy, a audycja będąca manipulacją swoiście odpowiedziała owe pytania niepozwalające spać. Umysł przestraszonego człowieka, umysł wciąż nastawiany na wizję zbliżającego się kataklizmu, był w stanie przyjąć nawet fantastyczną teorię ataku kosmitów. To, co miało się stać, właśnie się dzieje, zapewne pomyśleli niektórzy.




Drugim przykładem jest historia nieszkodliwej inwazji na San Francisco.
Mamy rok 1967, jest lato. Scott McKenzie śpiewa o ludziach z kwiatami we włosach, o ludziach delikatnych. Nowy hit "San Francisco" podbija świat.

->->->POSŁUCHAJ PIOSENKI

Nagle do miasta zamieszkanego przez tysiąc do dwóch tysięcy ludzi przyjeżdża pół miliona hipisów. Natchnieni pięknymi słowami melodyjnej piosenki zjawiają się w San Francisco na olbrzymich wozach, w grupach po dwadzieścia, trzydzieści osób.

John de Bonis, członek Rady Nadzorczej San Francisco drapiąc się nerwowo w głowę, mówi:

Najechali nas ludzie spoza miasta i spoza stanu. [...] Nie mówicie, że czeka nas rewolucja. Ona trwa.

Przerażeni mieszkańcy nie wychodzą z domów, na ulice wkraczają służby mundurowe. Natarcie nie ustępuje, rozanieleni hipisi wyskakują z zarośli, rozwijają pasma trawy w rolkach na ulicach, do rozciągniętych w poprzek ulic (w celach powstrzymania inwazji) drutów kolczastych przyczepiają kwiaty. Organizują pikniki, śpiewają naprzeciw zwartych szyków policji. Obraz komiczny z dzisiejszej perspektywy.


Gustaw Le Bon napisał w swoim dziele "psychologia tłumu":

Ulegając ciągle nieświadomości, poddając się wszelkiego rodzaju sugestiom, cechując się gwałtownością uczuć, na które rozum nie ma najmniejszego wpływu, nie posiadając ani odrobiny krytycyzmu, tłum jest dlatego nadzwyczaj łatwowierny.


Społeczność hipisowska momentalnie zakochała się w opisie San Francisco z piosenki, zapatrzona w wizję wspólnego, przyjaznego egzystowania z jego mieszkańcami ruszyła masowo do jego bram. To byli ludzie, którzy żyli według własnych zasad. Cenili sobie wolność i celebrowali pokój w każdym jego wydaniu, ich mentalność nastawiona m.in. na te dwie cechy, kazała im zostawić wszystko i jechać do San Francisco, a po dotarciu do niego, nie zauważać nic, prócz obrazu wykreowanego przez słowa piosenki. Zależało im na tym, żeby pokazać, że nie mają złych zamiarów i że kochają to miasto, nie dostrzegali natomiast olbrzymiego zamieszania jakie wprowadzili, co wydawać się może dziwne, ze względu na tak jasne znaki jak druty kolczaste, a jednak jest łatwo wytłumaczalne, jeśli zagłębimy się w mentalność dzieci-kwiatów.  


Oba przykłady dają obraz tego, jak łatwo myśl nasza jest w stanie podporządkować się pewnej wizji, która wyda nam się "atrakcyjna", w sensie spełni kryteria naszej percepcji, oraz jak bardzo wizja ta przysłania nam obraz rzeczywistości i jak łatwo można się w niej zatracić.
Historia natomiast brutalnie przypomina, że odpowiednie podłoże psychiczne umożliwia manipulacje jednostkami i społecznościami.  

Wojna rządzi się swoimi prawami, uczucia słuchaczy radiowych z 1938 roku nie są łatwe do zrozumienia dla ludzi dzisiejszych, zakładając, że są do zrozumienia w ogóle możliwe. Łatwowierność czy też absurd, jaki zdaje się przebijać przez zachowanie Amerykanów, o których dziś czytamy z lekkim uśmiechem, przestaje być taki niedorzeczny, gdy uwzględni się tło historyczne.
Zachowanie hipisów, nieco nieżyciowe, jest wytłumaczone ich sposobem myślenia, ale ten sposób jest znów ukształtowany przez doktrynę masową i masowo powtarzaną.
Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje, człowiekiem zaś rządzą instynkty.  

Warto jednak zastanowić się, czy idąc za tłumem czy też trendem, wedle dominującej tendencji naszych czasów, myślę samodzielnie i czy na pewno tak bym postąpił, gdyby nie działała na mnie żadna presja.  


Widział nieraz ognie i błyski na spokojnej przestrzeni, widział Tartar wypełniony szkieletami...

Tęgi umysł, niepojęta kreatywność, myśli, które łączą się w całość w mgnieniu oka. Geniusze genialni się rodzą lub osobliwość tę nabywają. Za jaką jednak cenę? Pomijając kwestie tak oczywiste i zwyczajne jak brak czasu, nieraz rodziny, często umiejętności beztroskiego spojrzenia na rzeczywistość czy choćby efektywnego odpoczynku, w ogromnej liczbie przypadków problemem staje się... postradanie zmysłów. Umysł geniusza- rzecz jasna- pracuje inaczej niż umysł przeciętnego Kowalskiego. Pytanie brzmi- do jakiego stopnia inaczej?

Montanus- pisze Lombrosso- opanowany bojaźnią samotności i wielki fantasta skończył na tym, że uważał się za przemienionego w ziarno jęczmienia, wobec czego nie chciał wychodzić z domu bojąc się, żeby nie zjadły go ptaki.

  1. Robert Schumann
Niemiecki kompozytor okresu romantyzmu, charyzmatyczny artysta, który całe swoje życie
poświęcił muzyce. Zachwycił się ponoć koncertem Nicollo Paganiniego i natchniony dźwiękiem jego skrzypiec zadecydował jak będzie wyglądało jego życie. Wybrał pianino.
Poznawał ludzi ze świata muzyki, zakochał się w niej i jej właśnie poświęcał wczesne poranki i ciemne wieczory.

Kiedy nie mógł grać (z powodu kontuzji palca prawej ręki), rozpoczął wydawanie pisma o tematyce muzycznej.


Już w 23 roku życia stał się lipomaniakiem, a w 46 roku życia zaczęły prześladować go stoliki mówiące, później zaś widział tony, które zlewały się w akordy, wreszcie w całe utwory. Beethoven i Mendelssohn z grobów dyktowali mu różne melodie- pisze Lobrosso.

Lipomania- mania prześladowcza.

Jego żona pisała po latach: Wierzył niewzruszenie, że unoszą się wokół niego aniołowie, podając mu najwspanialsze objawienia - wszystko w postaci muzyki.

Sam Schumann opowiadał, jak głosy anielskie zmieniły się w głosy demonów, którym towarzyszyła okropna muzyka.

Co ciekawe, Schumann zdawał sobie sprawę z tego, że jego myśli szaleją, że coś w jego głowie się zmienia i postępuje niepokojąco szybko. Ostrzegł swoją żonę, że być może przyjdzie dzień, gdy nie odróżni jej od dzikich bestii jakie atakowały jego umysł. Prosił ją, by pozwoliła mu odejść do szpitala.

W 1854 roku Schumman rzuca się w nurty Renu. Zostaje jednak uratowany. Umiera w Bonn, w zakładzie Endenich, w którym kazał się zamknąć. Nie pożegnał się ani ze swoją żoną (którą ubóstwiał), ani z dziećmi.

  1. Girolamo Cardano
Włoski matematyk, astrolog i lekarz.

Cardano, o którym współcześni mówili, że jest człowiekiem wielkim, a zarazem głupszym od niemowlęcia, Cardano, który pierwszy odważył się skrytykować Galena, wyłączyć ogień spomiędzy żywiołów i nazwać obłąkanymi czarowników i świętych katolickich, ten genialny Cardano był synem, bratem i ojcem wariatów i sam wariatem przez całe życie- tak o nim pisze Lombrosso.

Dziś uczą się studenci o wzorach Cardana nie wiedząc, że do twórcy ich bolączek mówiły ludzkim głosem koguty, i że na co dzień (w pewnym okresie) towarzyszył mu dobry duch, duch zmaterializowany i posiadający umiejętności realnie-fizyczne. I tak oto gdy Cardano napisał receptę, w której pomylił lek, ta zaczęła skakać po stole ostrzegając go (!), że zapisał zły medykament.

Widział nieraz ognie i błyski na spokojnej przestrzeni, widział Tartar wypełniony szkieletami, odczuwał trzęsienia ziemi, których inni nie odczuwali.
Wreszcie Cardano był przekonany- opisuje Lobrosso- że prześladują go i szpiegują wszystkie rządy, że występuje przeciw niemu cały legion wrogów, których nie znał nawet z nazwiska i nigdy nie widział.

Sam Cardano przyznał się do tego, że w swoim życiu, razy cztery, zauważył w sobie oznaki zupełnego obłąkania, zawsze podczas pełni.

Oprócz tego był Cardano masochistą.

Syn jego został stracony jako truciciel, co do głębi wstrząsnęło mężczyzną, jako że darzył  go bardzo mocnym uczuciem. Cierpiał więc męki straszliwe, dopóki nie nawiedził go we śnie głos zdziwiony jego katuszami. Poradził mu,  żeby włożył sobie do ust kamień, który nosi zawieszony na szyi, a ilekroć dotknie go wargami, ból odejdzie. Zaraz po obudzeniu Cordano wykonał polecenie i uczuł, że cierpienie minęło. W pewnym okresie swojego życia (przez półtora roku) wyjmował szmaragd z ust tylko podczas jedzenia lub publicznych wykładów. 1

Cardano przepowiedział swoją śmierć. Nadszedł wreszcie ten dzień, w którym miało się wypełnić jego przeznaczenie. Śmierć jednak uparcie przyjść nie chciała, więc Cardano popełnił samobójstwo i tak odszedł ten wybitny matematyk, lekarz i astrolog.

3. Torquato Tasso

Włoski poeta pisał o sobie:
Jestem szaleńcem i dziwi mnie, że dotychczas nie zostały spisane te rzeczy, o których mówię sam z sobą, wyobrażając sobie jednocześnie, że różni ludzie, królowie i cesarze, oddają mi cześć i świadczą łaski.



A oto fragment jego wiersza:
Zmęczony jestem ciągłym zjawianiem się w myśli mojejWidm to posępnych i smutnych, to znowu Wesołych albo jasnych- jak mi się wydaje; Prowadzę z nimi próżno walkę niebezpiecznąI ciężką.


4. Nikolaus Lenau


Nikolaus Lenau, autor Fausta, umarł 21 sierpnia 1850 roku. Jego ostatnie słowa brzmiały: Lenau jest nieszczęśliwy. 

Geniusz tańczy pod rękę z obłąkaniem, z tego wynika. Czy więc warto? Gdyby mieli wybór, gdyby mogli, po doświadczeniu tego, z czym przyszło im się mierzyć zdecydować, czy takie życie, pomimo iż utrwalone na kartach historii być może wieczyście, jest tym, o co warto walczyć? 

Wśród studentów prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim krąży historia o egzaminie, który nazywał się Koroną.  Składał się on z kilku części, które należy zdać, a które do zdania są szalenie trudne. Dlatego pierwsze terminy zazwyczaj skazane były na porażkę. Był jednak pewien student, który zaliczył Koronę za pierwszym razem, otrzymując przy tym nawet dobry wynik. To, co zdawało się niemożliwe, okazało się do wykonania, ktoś by powiedział "wystarczy chcieć". Następnego dnia student ów wbiegł do Biblioteki Jagiellońskiej z dzidą, machając nią na wszystkie strony. 
Psychiatrzy, po dokonaniu wywiadu i wnikliwych analizach, stwierdzili, że chłopak ten tak bardzo chciał zdać ten egzamin, tak długo się do niego szykował, że gdy wreszcie udało mu się dojść do celu, zwariował. 



Niezwykle rozbudowane i ciekawe analizy w temacie obłąkanych geniuszy przeprowadził włoski psychiatra, antropolog i kryminolog Cesare Lombrosso. Zamieścił je w swojej książce "Geniusz i obłąkanie", do której przeczytania gorąco zachęcam wszystkich zainteresowanych tematem.







1Lombrosso, Geniusz i obłąkanie, Warszawa 1987, s.120-121

Jak o niej śpiewają...

To, że kobieta jest przedmiotem męskich namiętności nie ulega wątpliwości. Nie sam jednak pociąg seksualny sprawia, że w oczach mężczyzn otoczona jest tą specyficzną aurą.
Zagadka niezgłębiona do końca zawsze intryguje i nie pozwala oderwać od siebie myśli, a zmienna natura kobiety, to, że sama siebie do końca nie rozumie, nie pozwala powiedzieć "wiem o niej wszystko".
Ma w sobie kobieta pewien czar, który umiejętnie przez nią wykorzystany może przynieść wiele dobrego lub stać się przyczyną nieszczęść.

Jak się o kobiecie śpiewa w polskiej piosence? Pierwiastek kobiecy oczami artysty-muzyka nabiera dodatkowo lirycznej interpretacji, niecodziennego ujęcia.

                                   Wojciech Młynarski- Och ty w życiu

Urok kobiety kryje się w jej charakterze. Sfera wizualna również jest ważna, owszem, ale zupełnie drugoplanowa. Delikatność, tajemniczość, pewność siebie, sposób wysławiania się, poczucie humoru, nawyki, to wszystko kreuje obraz kobiety.
Odpowiedni charakter dodaje jej atrakcyjności, której nie jest w stanie stworzyć nawet najbardziej dopieszczony wizerunek zewnętrzny.

autor: Joanna Kowolik


To, co mężczyzna widzi patrząc na kobietę to nie tylko jej odbicie w lustrze.

Wygląd jednak wiele mówi o usposobieniu i to on pozostaje w myślach i wyobrażeniach.


Jest taki rodzaj ukrytego erotyzmu, subtelnego niemego flirtu, który kobieta ma w sobie i którym miesza w męskiej głowie.

                       Kazik- Do Ani






                                              Wilki- Baśka






To, co pokazuje polska muzyka to również pewna idealizacja kobiety, idealizacja spowodowana zakochaniem lub zauroczeniem, czasem dojrzałą gorliwą miłością. Obraz kobiety namalowany działaniem kobiecego czaru.


                         Kazik- Baranek

Róże Europy- Jedwab

Kolejnym aspektem, którym łatwo jest ująć męską wrażliwość jest właściwa kobiecie (choć może bardziej dziewczynie) niewinność z domieszką pewnej romantycznej naiwności. Szeroki uśmiech, nieco dziecinna wiara, że uda się to, co on uważa za niewykonalne.
Romantyzm, na który wielu mężczyzn nie chce sobie pozwolić, a który sprawia, że życie wydaje się prostsze i piękniejsze. Kobiecy urok to również jej słodsza strona, bardziej beztroska i niepoważna, o ile jest dobrze wyważona.

                        Rotary- Lubiła tańczyć


Ponoć sportowcy i muzycy mają największe powodzenie u kobiet. Muzycy zaś dodatkowo, jako artyści, posiadają pewną osobliwą wrażliwość i umiejętność jej przekazywania.

                               Wojciech Młynarski- Och ty w życiu 

Kazik- Baranek


Motyw kobiecy jest więc wdzięcznym dla autorów tekstów. Określana w najróżniejszy sposób (nie tylko ten przedstawiony powyżej) staje się bardziej lub mniej anonimową bohaterką splotu męskich uczuć i emocji.
I ma kobieta z muzyką wiele wspólnego.

                          Waglewski- Męska muzyka


Teksas: Na co patrzyli przechodnie 19 kwietnia 1993 roku?

Dziwne rzeczy działy się w kwietniu 1993 roku w Teksasie.

Są chwile gdy cierpliwość osiąga swoje granice a emocje decydują za nas. Chwile, gdy nie sposób odpuścić i gdy wie się dokładniej niż kiedykolwiek wcześniej, o co się walczy.

[...] w pewnym momencie Steve Schneider oświadczył: „możecie obrócić nas w popiół, zabić, cokolwiek.”
Koresh powiedział FBI, „Jeśli pragną krwi, to nasza krew czeka tu na nich”...
The Davidian Massacre - Carol Moore 

Vernon Wayne Howell urodził się 17 sierpnia 1959 r. w Houston. Jego matka miała wtedy 14 lat. 
Przestał chodzić do szkoły nim rozpoczął dziewiątą klasę. Chciał zająć się muzyką, grał na gitarze. Goniąc marzenia wyjechał do Hollywood, by tam rozpocząć karierę gwiazdy rocka. Z czasem nabrał cech odpowiadających takim gwiazdom, a przynajmniej stereotypowi takich gwiazd- był bardzo pewny siebie, niepokorny, teatralnie wręcz bawił się swoim wizerunkiem. Miał także słabość do ładnych kobiet. Rynek muzyczny nie docenił jednak jego starań. Trzeźwo myślący Vernon wrócił więc do Teksasu i osiedlił się w Waco. 

Miasto to wkrótce stało się miejscem dramatu dziesiątek niewinnych ludzi i owianej tajemnicą zbrodni.  

Niedługo po przeprowadzce Vernom dołączył do wyznawców Gałęzi Dawidiańskiej. Jego niespotykana zdolność deklamowania i interpretowania wersów Biblii pomogła mu zdobyć zaufanie i sympatię członków ugrupowania. 

W wieku 24 lat ożenił się z 14-letnią dziewczynką- Rachel Jones. 
Po śmierci żony przyszło mu walczyć o przywództwo z jej synem- Georgem Rodonem, która to walka zakończyła się doprowadzeniem do zamknięcia Georga w szpitalu psychiatrycznym. 

W 1990 roku Vernon zmienił imię i nazwisko. Stojąc już na czele Gałęzi Dawidiańskiej postanowił nadać sobie imiona po dwóch królach. Od tej pory będzie Davidem Koreshem. I to nazwisko właśnie przejdzie do historii.

Koresh: Nie boimy się rządu, jeśli mamy zginąć za to w co wierzymy, zrobimy to. Nie dbam o to czy zginę.
Dick DeGuerin: Można było wyczuć narastającą obawę, że nasze działania tylko pogłębiają ich upór.

David ogłasza się mesjaszem. Mesjaństwo to, jak twierdzi daje mu prawo, a nawet powinność posiadania co najmniej 140 żon, bez względu na ich wiek. Wkrótce 12-letnie dziewczynki rodzą dzieci Koresha. Miał od 3 do 14 potomków.

W książce Tajne kulty zła, Ray Black opisuje:
Koresha oskarżono o psychiczne i fizyczne znęcanie się nad dziećmi przebywającymi we wspólnocie, co spowodowało, że władze zaczęły dokładnie przyglądać się tej sprawie.

Koresh w tym czasie udoskonalał swoje techniki prania mózgów członków sekty.
Przepowiedział apokalipsę. Apokalipsę, którą miało poprzedzać ostatnie ważne wydarzenie. Koresh datował ją na rok 1995. Kazał swoim ludziom zakopać pod ziemią szkolny autobus, który miał posłużyć za schron.

Zaczął się również zbroić. Sprowadził broń automatyczną do swojej siedziby i wpajał członkom sekty, że muszą się bronić, gdyż koniec świata zacznie się od ataku władz na siedzibę mesjasza.

A tym, co dzieje się za murami tajemniczego białego budynku żywo interesowali się już lokalni dziennikarze oraz ATF (Biuro ds. Kontroli alkoholu, Tytoniu oraz Broni Palnej). W krótce dołączyło do nich również FBI.
Rozpoczęła się niezgrabna współpraca tych trzech organów. Zgromadzone wspólnie materiały na temat działalności ugrupowania zostały opublikowane w lokalnej gazecie. Następnego dnia, pod siedzibą Koresha staneli agenci. Ten przywitał ich kompletem 131 członków Gałęzi Dawidiańskiej i ekipami telewizyjnymi. Planowany nalot bowiem przestał być tajemnicą już dużo wcześniej, w chaosie jaki był nierozłącznym elementem przygotowań trudno było utrzymać plany w sekrecie.

Padł strzał. Strzał do dziś będący przedmiotem sporów. W pierwszej i oficjalnej wersji, to członkowie sekty otworzyli ogień. Jeden z agentów przyznał jednak, że być może to ATF strzeliło jako pierwsze do zbłąkanego psa, który wydał się im niebezpieczny. Strzelanina zakończyła się ofiarami śmiertelnymi po obu stronach oraz licznymi rannymi.

Ray Black opisuje: 
W tym momencie na scenę wkroczyło FBI, zupełnie nie rozumiejąc powodów dla których Koresh i jego uczniowie nie chcieli się poddać. A przecież ich zachowanie miało swoje uzasadnienie, ponieważ już samo pojawienie się wrogów tego feralnego zimowego dnia uznane zostało przez Koresha za niechybny początek apokalipsy, jak zresztą wielokrotnie widział to w swoich wizjach.

Metody agentów zdawały się nie zdawać egzaminu, a czasem wręcz nakręcać fanatyzm Koresha.

Oto fragment negocjacji:
16 kwietnia 1993 r.

Koresh: Jak się nazywają ci dwaj teologowie?
Steve Schneider: Philip Arnold i Jim Tabor.
Koresh: Philip Arnold i Jim Tabor, którzy pokazali, że są szczerze zainteresowani tymi rzeczami, rozumiesz? Mogę więc spędzić całe życie w więzieniu i ludzie będą mogli śmiało podchodzić i zadawać wszystkie głupie pytania, które chcą – bo nie będą mnie raczej pytać o znaki. Spytają:
"ooo, molestujesz małe dziewczynki?", "Jadłeś dzieci?", "Składasz ofiary z ludzi?", "Produkujesz broń automatyczną?" [...] To jest to, czego chcą – sensacja.

Każde zerwanie negocjacji skutkowało wjazdem buldożerów i burzeniem fragmentów ścian budynku, niszczeniem samochodów i innego sprzętu. Koresh skomentował to następująco:
Ja - ah - Oni – Oni wciąż robią rzeczy które udowadniają nam, że oni – że oni nie czynią nic dobrego w tym co robią, I ja po prostu – po prostu sugeruję żeby tego nie robili.

Wojna psychologiczna:
Zaraz po strzelaninie w głowach FBI narodził się pomysł tortur psychologicznych.

Ray Black opisuje:
Podczas oblężenia rolę głównego doradcy w kwestii oddziaływań psychologicznych pełnił Igor Smirnow z Moskiewskiego Instytutu Psychokorekcji, gdzie przez dziesięć lat pracował nad urządzeniem, które rzekomo mogło zaszczepiać określone myśli w głowie pacjenta. W tym przypadku FBI chciała użyć owego narzędzia w celu wpuszczenia w umysł Koresha głosu Boga, nakłaniającego przywódcę sekty do poddania się. Co ciekawe, głosu samemu Bogu miał użyczyć znany aktor Charlton Heston. 
Pomysł ten jednak zarzucono.

FBI próbowało "wykurzyć" Koresha i jego ludzi oświetlając dom olbrzymimi reflektorami przez całe noce, puszczając (nie raz całodobowo) z wielkich głośników jazgot wierteł dentystycznych, odgłosy zarzynania królików, śpiewów tybetańskich mnichów, ciągłe sygnały telefoniczne, tykanie zegara, ryk krów i dźwięk startujących samolotów.1

FBI ponadto nękało wyznawców ciągłym powtarzaniem nagrań z negocjacji.
Na jakiś czas pozbawiono członków sekty kontaktu z mediami. Wstrzymano dostawę mleka dla dzieci.

Z agentami współpracowali teologowie, którzy tłumaczyli niezrozumiałe dla służb biblijne przesłania Koresha słane przez słuchawkę telefonu. Negocjacje trzeba było przeprowadzić o tyle umiejętnie, że Koresh i jego ludzie byli pewni, że nadciąga koniec. Liczyła się dla niech jedynie Boża jurysdykcja.

Kolejnym i ostatnim pomysłem FBI było wpuszczenie gazu łzawiącego. Miał być nieszkodliwy.


Skutek następnych wydarzeń okazał się tragiczny:

Godzina
Wydarzenie
05:50:00 Agenci dzwonią do siedziby sekty z ostrzeżeniem o rozpoczęciu natarcia czołgami i radzą się ukryć. Wyznawca, który odbiera słuchawkę nie odpowiada, lecz wyrzuca telefon przez frontowe drzwi.
06:00:00 Taśmy nadzoru nagrywają człowieka w domu mówiącego "Wszyscy wstawać, zacznijmy się modlić"... "Pablo, wysłałeś to?"..."Huh"..."Czy wysłałeś?"... "W korytarzu"... "Wysłałeś to, prawda?"
06:04:00 Opancerzony pojazd z taranem oraz urządzeniem do pompowania gazu łzawiącego wjeżdża do środka zostawiając wyrwę o wysokości 8 stóp i szerokości 10 stóp.
06:10:00 Taśmy nadzoru rejestrują: "nie wylewaj całego, może się przydać później"... "wyrzuć gaz łzawiący". Nagrano negocjatora FBI mówiącego "Już czas abyście wyszli". Taśmy nadzoru nagrały głos mężczyzny- "Co?", a następnie "W życiu".
06:12:00 Taśmy nadzoru zarejestrowały wyznawców mówiących "Zabiją nas", "Nie chcą nas zabić".
07:23:00 Taśmy nadzoru zarejestrowały mężczyznę: "Paliwo musi być rozlane dookoła. Drugi mężczyzna: "Tutaj są dwa kanistry".
08:00:00 Opancerzony pojazd z taranem przebija się na drugie piętro i po kilku minutach kolejna dziura zostaje utworzona na tyłach budynku. Pojazd wycofuje się.
09:00:00 Wyznawcy rozwijają szyld z napisem "Naprawcie nasz telefon".
09:13:00 Opancerzony pojazd przebija się przez drzwi frontowe i wrzuca więcej gazu.
09:16:00 Taśmy nadzoru nagrywają rozmowę pomiędzy Davidem Koreshem i Stevem Schneiderem:
Koresh: Mają dwa kanistry paliwa Coleman tam na dole? Huh?
Schneider: Puste.
Koresh: Obydwa?
Schneider: Nic nie zostało.
10:00:00 Zauważono człowieka machającego białą flagą w południowo-zachodniej części budynku. Przez megafon zostaje powiadomiony, że jeśli się poddaje, powinien wyjść na zewnątrz. Nie wychodzi. W tym samym czasie Schneider wychodzi aby odebrać telefon.
11:30:00 Przez kolejną dziurę na froncie zostaje włączone więcej gazu.
11:40:00 Taśmy nadzoru nagrywają człowieka mówiącego "chcę mieć ogień z tyłu", później "niech płonie".
11:43:00 Kolejny gaz zostaje wrzucony za pomocą opancerzonego pojazdu, który dostał się do pomieszczenia gdzie – jak podejrzewa FBI- ukrywają się wyznawcy.
12:03:00 Wieżyczka opancerzonego pojazdu uderza o róg pierwszego piętra po prawej stronie.
12:08:00 Pierwszy zauważony ogień pojawia się w dwóch miejscach na przodzie budynku, pierwszy po lewej stronie frontowych drzwi na drugim piętrze (dym, a potem mały płomyk ognia), drugi, jakiś czas później daleko po prawej stronie budynku, oraz trzeci na tyłach. Agenci twierdzą, że członkowie Gałęzi Dawida wzniecili ogień, powołując się na zauważonego mężczyznę ubranego w czerń, pochylonego ze złożonymi rękami i wywołanym przez niego ogniem.
12:09:00 Ruth Riddle wychodzi z dyskiem komputerowym, zawierającym list Koresha.
12:10:00 Ogień szybko się rozprzestrzenia niesiony wiatrem. Budynek nie jest dobrze skonstruowany i spala się szybko.
12:12:00 Zostaje wezwana straż pożarna. Dwa wozy strażackie Waco zostają wysłane. Po chwili Bellmead również wysyła dwa pojazdy.
12:22:00 Wozy strażackie Waco przybywają na miejsce, Bellmead przybywa po chwili.
12:25:00 Wielki wybuch po lewej stronie. Jeden obiekt wylatuje w powietrze...
12:30:00 Część dachu się zapada. Ma miejsce kilka eksplozji, słychać odgłosy strzałów z pistoletu, jak podaje FBI, wywołane jest to spalaniem się amunicji.
12:43:00 Według danych straży pożarnej, pozostałe wozy strażackie przybywają na miejsce.
12:55:00 Ogień zaczyna się wypalać, budynek jest zrównany z ziemią.
15:45:00 Źródła donoszą o śmierci David'a Koresh'a.
Na podstawie akt sprawy - zobacz źródło


Z pożaru uratowało się jedynie 9 osób, wszystkie dorosłe. 
Jednym z ocalałych był Timothy McVeigh. Dwa lata później wysadził on Murrah Federal Building w Oklahomie. 




Ciało Davida Koresha znaleziono niedaleko drzwi. Zginął, a wraz z nim 76 członków sekty, w tym 17 dzieci. 
Narodziło się pytanie, czy można było uniknąć tylu ofiar? 

Wierzę, że to rząd był winny. Nie obchodzi mnie co mówią, jak bardzo starają się zrehabilitować, mam dowody, że gaz CS był łatwopalny, nawet samo-zapalny. Nie wierzę, że dobrze zrobili używając czołgów do wdarcia do budynku gdzie były kobiety i dzieci.
      ~Renos Avraam

Tragedia dziesiątek niewinnych ludzi była spowodowana niedociągnięciami ze strony służb, nieznajomością metod porozumiewania się z osobami fanatycznie religijnymi, być może niewystarczającym doświadczeniem w tym zakresie. Przypomnijmy, że chodziło jedynie o schwytanie przywódcy sekty. To on był oskarżony i to on stanowił zagrożenie. Ogień pochłonął jednak także 76 niewinnych ludzi, w tym kobiety i dzieci. Cała sprawa ma również wiele znaków zapytania, których nie sposób dziś wyjaśnić. Pogmatwane zeznania, poprawiane raporty, brak odpowiedzi na proste pytania. 
Można było rozegrać to inaczej. Były pomysły. Były rady specjalistów. 

Ray Black napisał: 
Na zawsze pozostanie tajemnicą czy Koresh był jedynie człowiekiem niezrównoważonym psychicznie, czy też prawdziwym szaleńcem.

Rozdział zaś, zakończył autor pytaniem:
A co, jeśli Koresh naprawdę był Mesjaszem...?




1 Carol Moore, The Davidian Massacre